wtorek, 15 listopada 2011

Gospoda ZAPIECEK / Bar METKA (po "Kuchennych rewolucjach") / ocena 3.41

Jak tradycja, to tradycja. Skoro opisaliśmy na blogu wrażenia po przemianie tawerny Kapetanis oraz knajpki Indian Ocean, to i bar Metka trzeba było nam odwiedzić. W końcu to właśnie te trzy przybytki reprezentowały nasze miasto kolejno w pierwszym, trzecim i czwartym sezonie Kuchennych Rewolucji Magdy Gessler.

PS Metka właściwie będzie dopiero reprezentować, gdyż emisja odcinka wciąż przed nami.


ONA:
Jedno z moich wspomnień dotyczących baru Metka (wtedy jeszcze była to gospoda Zapiecek) wiąże się z recenzją pary z Warszawy, która spędzając weekend w Poznaniu, z braku znajomości lokalnych restauracji wybrała pierwszą napotkaną, czyli Zapiecek. Recenzja nie należała do napawających optymizmem, ale pamiętam, że pomyślałam wtedy „trzeba mieć niezłą fantazję żeby przyjechać na kilka dni do Poznania i wybrać się na kolację do Zapiecka”. Tę anegdotę przywołuję tylko dlatego, że sama Zapiecka nigdy nie odwiedziłam, nigdy nawet nie byłam bliska żeby tam cokolwiek zjeść, widocznie zabrakło mi stołecznej fantazji.

Jeszcze zanim trafiliśmy do Metki do naszych uszu zaczęły docierać informację, że Magda Gessler postanowiła urządzić tu pierwszy poznański „tapas bar” z lokalnymi specjałami (choć nie wiem czy ostatecznie nie wyprzedził go ten z Wrocławskiej). Mając przed oczami Przekąski Zakąski Adama Gesslera przygotowałam się na to, że w Metce skuszę się na kilka niewielkich, typowo polskich smakołyków, które okraszę kieliszkiem wódki. Perspektywa tyleż niepokojąca co miła. Rzut oka na menu i wnętrze lokalu zweryfikował jednak moje oczekiwania. Karta przypominała typowe menu restauracyjne, a i wnętrze Metki  nie zachęciło do wieczoru przy zakąskach i wódce. Ostatecznie zdecydowałam się na dwie przystawki – pyry z gzikiem oraz wątróbkę z jabłkiem (do której domówiłam zestaw surówek – warzywna obsesja mi nie minęła). Pyry z gzikiem były nawet nie najgorsze, choć odwołując się do klasyki gatunku,  ziemniaki powinny zostać ugotowane w mundurkach. Niestety nie były, co gorsza były odgrzewane (co niewątpliwie skróciło czas oczekiwania na posiłek). Kolejną przystawką była wątróbka z jabłkiem. To co rzucało się na pierwszy rzut oka to niedźwiedzia porcja tego dania. Zresztą już pyry z gzikiem sprawiły, że poczułam się najedzona, ale to co podano mi na drugie danie sprawiło, że przez następne 24 h Marcin nazywał mnie niedźwiedziem. Pomijając humorystyczny wymiar całego zdarzenia,  byłoby miło gdyby obsługa uprzedzała, że te dwie zamówione przeze mnie  przystawki to sporo nawet jak na rosłego mężczyznę. Co do wątróbki (bo w sumie spróbowałam niewiele poza nią)  mogę powiedzieć tyle, że była sprężysta i przyprawiona bardzo solidną porcją majeranku, a kawałki kruchego, lekko przesmażonego jabłka fajnie przełamywały majerankową dominację. Nieco ciekawszy od wątróbki był deser – jabłka na ciepło z lodami i śmietaną czyli bardziej oryginalna wersja szarlotki (przypominało to domowy kisiel z kawałkami świeżych jabłek). Mimo moich oporów jedzenie okazało się zjadliwe, a w kontekście ceny nawet  w pewnym sensie atrakcyjne. Mimo to, rewolucji tej nie mogę ocenić jako w pełni udanej. Metka sprawia wrażenie, że wraz z programem Pani Gessler zmieniła tylko nazwę. Jedzenie niczym nie zaskakuje, wystrój mimo ciekawych akcentów związanych ze starym Poznaniem wprawia raczej w melancholię (minus za duży, włączony telewizor na barze oraz okropny, przytłaczający sufit). Liczyłam, że tym razem Magda Gessler posłużyła się szóstym zmysłem i stworzyła tu mekkę dla tych, którzy spóźnili się na nocny autobus na Kaponierze i chcą coś przekąsić lub wstąpić na ostatni lub kolejny kieliszek mocniejszego trunku. Niestety hybryda, która powstała po rewolucji przypomina raczej coś pomiędzy barem mlecznym, a smutną knajpa z piwem. I choć jedzenie nie było złe,  to nie jestem w stanie wymyślić motywacji, która mogłaby mnie do Metki jeszcze kiedyś zaprowadzić. Również obsługa nie zachęca do ponownych odwiedzin. Pani w sumie była miła, ale czas oczekiwania na rachunek (dobre 20 minut od zjedzenia deseru) w świetle tego, że byliśmy jedynymi klientami, jest raczej jej słabszą stroną.

Myślałam, że rewolucja w Zapiecku/Metce będzie powiewem świeżości w Poznaniu. Ot, taki swojski zakąskowy bar z tatarem, metką, śledziem i dobrze schłodzoną wódką, a to wszystko odcedzone z nieco „lanserskiego” klimatu Przekąsek Zakąsek. Niestety wyszło nijako, choć może Magda Gessler będzie miała inne zdanie w tej kwestii.

Jedzenie: 3+
Obsługa: 3
Wystrój: 3
Jakość do ceny: 4-



ON:
Zajrzałem kiedyś do gospody Zapiecek i choć nie pamiętam szczegółów, to jednak miejsce nie mogło mnie specjalnie ująć, skoro nie zdecydowałem się pozostać, aby zamówić tam posiłek. Punktów odniesienia nie mam zatem zbyt wiele, ale może to i lepiej, bowiem oceniam wyłącznie stan obecny.

Wnętrze z pewnością zostało odnowione, ale wydało mi się zbyt chłodne w odbiorze (choć nie widać tego akurat na zdjęciach), a ponadto pozostaje zbitką jakiś nie do końca zrozumiałych dla mnie pomysłów. Nie wiem, czy bardziej miała to być restauracja, sportowy pub, czy może dyskoteka. Niech każdy oceni to sam, a ja tymczasem przejdę do wyobrażeń posiłku,  jakie miałem przed wizytą. Wypróbować zamierzałem pięć różnorodnych zakąsek, licząc przy tym, że za cały ich zestaw zapłacę nie więcej niż 40 złotych. Ostatecznie mój zestaw kosztował mniej, niż zakładałem, ale zamówionych pozycji nie było pięć, tylko trzy. Więcej nie dałbym zresztą rady wypróbować, gdyż to co w wyobrażeniach miało być zestawem zakąsek, okazało się na miejscu tradycyjnym obiadem z zupą, daniem głównym i deserem. A wszystko to pomimo tego, że z założenia odrzuciliśmy cześć menu zatytułowaną "Zestawy obiadowe".

Cała karta zrobiła na mnie wrażenie dziwnie monotematycznej. Bronił się tylko wybór zup (każda za 5 złotych), gdyż były wśród nich m.in. takie specjały, jak czernina, gulaszowa i żurek. Blado wypadał za to główny gwoźdź programu, jakim miały być przekąski. Brakowało mi tatara, czy też śledzi, które są klasykami podobnych przybytków w Polsce. Ostatecznie zamówiłem zupę gulaszową, kaszankę smażoną z cebulą i jabłkiem, a także wspólny z Anią deser - lodową szarlotkę. Najlepsza była zupa. Gęsta, prawdziwa, pikantna i rozgrzewająca, a do tego z chudym mięsem, co akurat mi odpowiadało. W gwoli ścisłości - nie było to żadne wielkie uniesienie kulinarne, ale całkiem przyzwoita strawa. Kaszanka zbytnio zupie zresztą nie odstawała. Była dobrze przysmażona - z chrupiącą skórką i miękka w środku, aczkolwiek tutaj pozytywne wrażenie niwelowała dość kiepskiej jakości musztarda. Najsłabiej  moim zdaniem wypadł jednak deser, który akurat był najdroższy. Szumnie nazwany został lodową szarlotką. W rzeczywistości były to lody śmietankowe z jabłkami na gorąco, bitą śmietaną i polewą czekoladową. Reasumując, przyznaję 4 za zupę, 4= za kaszankę i 3 za lody, przy czym dodam jeszcze dwie uwagi, aby zobrazować pewne niuanse. Po pierwsze, jedzenie nie jest złe, choć karta mogłaby być znacznie ciekawsza. Po drugie, atrakcyjność jedzenia  wzrasta jeszcze bardziej, gdy zważymy na jego ceny. Nie ma bowiem znowu zbyt wielu lokali z obsługą kelnerską, w których można usiąść przy stoliku i za 17 złotych zamówić kompletny posiłek (zupę, jedną z solidnych przekąsek i herbatę).

Odnośnie obsługi, krótko tylko wspomnę o długim oczekiwaniu nie tyle na rachunek, co w ogóle na widok Pani kelnerki, aby ją o ten rachunek móc poprosić. Rozpiszę się za to o innym widoku obsługi. Tak się bowiem składa, że obok Metki przejeżdżam dwa razy dziennie i przyznam, że obsługę widzę nadzwyczaj często. Nie jest to jednak widok, specjalnie zachęcający do odwiedzin, gdyż personel  - czasem sama Pani kelnerka (inna niż ta, która nas obsługiwała), czasem kucharz, a niekiedy obydwoje - siedzą wówczas na murku, tuż przed wejściem i palą papierosy. Ciekaw jestem, co by się stało, gdyby wychodzący zza rogu klient wszedł nagle do restauracji? Zapewne, pospiesznie zgasiliby papierosy, weszli za nim do środka, zaczęli obsługę i nie widzieli w tym żadnego problemu. Nie wiem, czy Was też razi takie zachowanie, ale dla mnie jest to całkowicie nieprofesjonalne, a nawet nie do końca normalne.

Gdybym miał uszeregować wrażenie, jakie zrobiły na mnie poznańskie rewolucje, to Metka wypadłaby najsłabiej. Zauważam rzecz jasna pewne plusy, ale nie wróżę lokalowi świetlanej przyszłości w obecnym kształcie. Nie wróżyłem jej jednak i Zapieckowi, a bądź co bądź, gospoda przetrwała lata.

Jedzenie: 3+
Obsługa: 3
Wystrój: 3+
Jakość do ceny: 4


KOSZTORYS:
Pyra z gzikiem: 8 zł.
Wątróbka drobiowa z cebulą i jabłkiem: 8 zł.
Zestaw surówek: 5 zł.
Zupa gulaszowa: 5 zł.
Kaszanka smażona z cebulą i jabłkiem: 8 zł.
Lodowa szarlotka (lody, bita śmietana, jabłka na gorąco, polewa): 12 zł.
Herbata Ahmad x 2 (zielona i miętowa): 8 zł.
Suma: 54 zł.

ŚREDNIA NASZYCH OCEN: 3.41

ADRES: Poznań, ul. Zeylanda 6/1
INTERNET: brak strony www

Bookmark and Share

poniedziałek, 7 listopada 2011

Ranking rogali świętomarcińskich 2011

Tak jak w zeszłym roku, postanowiliśmy - razem z Agatą, Anią, Asią, Bogusią, Ewą, Kasią, Magdą, Martą, Moniką i Maciejem - ocenić dostępne w Poznaniu rogale świętomarcińskie. Reguły nie uległy większym zmianom. Każdy przyniósł dwa rogale z wybranej przez siebie cukierni. Ocenialiśmy je w ciemno, na indywidualnych arkuszach, korzystając z 6-stopniowej skali zapożyczonej z bloga. W trzech kategoriach (wygląd, smak, nadzienie) ocenie poddaliśmy 12 wypieków. Każdy degustator miał własny warsztat pracy i choć nie sposób przywołać tutaj choćby ułamka merytorycznych uwag jakie padły podczas spotkania, to uwierzcie, że rogale zostały prześwietlone niezwykle skrupulatnie, a wszystko to w bardzo sympatycznej atmosferze :)


Po zliczeniu wyników okazało się, że miejsca na podium zajęły kolejno cukiernie: Elite, Łyskawa oraz ex aequo - Gruszecki i Luna. Co do poszczególnych kategorii, to najlepiej wyglądały rogale od Elite, przy czym najlepszy smak oraz najlepsze nadzienie to już domena rogali od Łyskawy. Poniżej kompletny ranking:

I miejsce - ELITE - rogale nr 3 / ocena 4.07 / cena 41,80 zł za kg.
II miejsce - ŁYSKAWA - rogale nr 6 / ocena 3.81 / cena 34 zł za kg.


III miejsce - GRUSZECKI i LUNA (ex aequo) - rogale nr 5 i 9 / ocena 3.72 / cena 36 zł i 34,90 zł za kg.


V miejsce - HANNA PISKORSKA - rogale nr 4 / ocena 3.59 / cena 36 zł za kg.
VI miejsce - REN-MAC - rogale nr 8 / ocena 3.53 / cena 32 zł za kg.


VII miejsce - FAWOR - rogale nr 10 / ocena 3.45 / cena 32,50 zł za kg.
VIII miejsce - SŁODKI KĄCIK - rogale nr 12 / ocena 3.38 / cena 39 zł za kg.


IX miejsce - KANDULSKI - rogale nr 1 / ocena 3.33 / cena 36 zł za kg.
X miejsce - PASSIONATA z Hotelu Merkury - rogale nr 7 / ocena 3.13 / cena 49 zł za kg.


XI - miejsce - HUDEREK BOGDAN  - rogale nr 2 / ocena 2.99 / cena 33 zł za kg.
XII - miejsce - POD STRZECHĄ  - rogale nr 11 / ocena 2.34 / cena 29,99 zł za kg.


Podsumowując wyniki nie sposób nie odnieść się do zeszłorocznej degustacji. Sześć cukierni oceniliśmy bowiem powtórnie, trzy nam z różnych względów wypadły (Expressowa, Hanusia, Weber), jednak w zamian doszło sześć nowych (Fawor, Huderko Bogdan, Łyskawa, Pod Strzechą, Ren-Mac, Słodki Kącik). Co ciekawe, drugi raz z rzędu wygrała cukiernia Elite i choć ewidentnie należą się jej za to gratulacje, to niestety poziom ocenianych rogali obniżył się na przestrzeni roku. W 2010 r. aż cztery rogale zyskały ocenę 4.00 lub wyższą, a w 2011 r. tylko zwycięzca mógł się taką notą poszczycić (a i tak obniżyła się ona wyraźnie z 4.68 na 4.07). Nie wszyscy jednak próżnowali, czego przykładem są wyraźne awanse, jakie odnotowała Hanna Piskorska (z 2.99 na 3.59) i Gruszecki (z 3.28 na 3.72). Odnośnie cen można z kolei zauważyć, że najtańsze rogale wypadły najsłabiej, ale najdroższe wcale nie wypadły najlepiej.


Degustacja odbyła się w Cafe Bordo Restaurant na ul. Żydowskiej 28. Idea rankingów i konkursów nie jest zresztą tej restauracji obca. W zeszłym roku serwowany przez nich makaron wygrał Festiwal Włoskich Smaków, a w sierpniu ich czernina zdobyła laur na Ogólnopolskim Festiwalu Dobrego Smaku. Jak zatem sami widzicie, w nie byle jakich progach nas goszczono, za co serdecznie z tego miejsca dziękujemy.

www.cafebordo.com


ADRESY:
ELITE - Poznań, ul. Dąbrowskiego 140
FAWOR - Poznań, ul. Unii Lubelskiej 1
GRUSZECKI - Poznań, ul. Naramowicka 92
HANNA PISKORSKA - Mosina, ul. Dworcowa 12
HUDEREK BOGDAN - Poznań, ul. Słowiańska 50
KANDULSKI - Poznań, ul. Swarożyca 3a
LUNA - Poznań, ul. Galileusza 8
ŁYSKAWA - Krotoszyn, ul. Gołębia 5
PASSIONATA - Poznań, ul. Roosevelta 20
POD STRZECHĄ - Biskupice, ul. Główna 19
REN-MAC - Mosina, ul. Targowa 25
SŁODKI KĄCIK - Poznań, ul. Św. Marcin 26

Bookmark and Share
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...