wtorek, 10 sierpnia 2010

MIELŻYŃSKI wine bar - Grand Cru

Degustacje organizowane u Mielżyńskiego mają zwyczajowo podobny przebieg. Nie jest to z naszej strony żaden zarzut, a wręcz przeciwnie, bowiem zbliżony charakter spotkań gwarantuje pewną swobodę uczestników. Sama impreza odbyła się 25 czerwca, niemniej w związku z tym, że szerszy opis wcześniejszej degustacji pojawił się całkiem niedawno, tym razem będzie krótko i z poślizgiem...

PS Opis naszej kulinarnej wizyty u Mielżyńskiego znajdziecie tutaj.


ONA:
Ostatnia degustacja z cyklu Sound of Wine była prawdziwą gratką. Tym razem mieliśmy okazję spróbować win Grand Cru, czyli mówiąc prościej win z Ligi Mistrzów (określenie „ekstraklasa” byłoby w tym wypadku jak policzek). Żeby nie było wątpliwości, całkowicie zgadzam się z opinią, iż aby w pełni docenić wina z wyższej półki, potrzeba pewnych kompetencji smakowo - konesersko - degustacyjnych i nie będę udawać, że takowe posiadam (nawet jeśli nieustannie dokształcam się w tej materii). Wlewanie tych zacnych trunków w moje gardło laika było zapewne świętokradztwem, ale i tak cieszę się niezmiernie, że dane mi było wypróbować Pouligny-Montrachet (Domaine Jean Chartron), które już od ponad roku obserwowałam, przy okazji każdej wizyty u Mielżyńskiego. Obserwowałam, wzdychałam i zastanawiałam się, czy aby dla mnie nie za drogo i czy już jestem na nie gotowa. Szczęśliwie, obie te wątpliwości zupełnie nie miały znaczenia w przypadku wydarzenia, o którym mowa. Bardzo się cieszę, że tam byłam, bo już nie muszę wzdychać do nieznanego (żeby oczywiście zacząć wzdychać do znanego). I choć prezentowano bardzo wiele wybornych win, to właśnie ten biały burgund najbardziej utkwił mi w pamięci i to właśnie do niego podchodziłam dwa razy. Przyznam też, że na degustacji kolejny raz uległam swojemu skrzywieniu frankofilskiemu. Mówcie co chcecie, nawet jeśli to w chwili obecnej niemodna opinia, ja francuskie wina nadal uważam za najlepsze! Słowem zakończenia dodam jeszcze, że degustację zakończył koncert Wawrzyńca Praska (spotkanie z muzyką Chopina).


ON:
Uznałem a priori, że degustacja Grand Cru, będzie doskonałą okazją, aby spróbować kilkanaście win z wyższej półki, na które najzwyczajniej w świecie nie byłoby mnie stać w normalnych warunkach. Nie pomyliłem się w założeniach, bowiem choć ceny kilku przeznaczonych do degustacji butelek zaczynały się już od 80 zł, to znaczna ich cześć dochodziła do 300 zł. Smaku wina nie można co prawda pieniędzmi wycenić, niemniej zważywszy, że każdy z dziewięciu producentów prezentował dwa różne wina, a kieliszek to 1/8 butelki (w normalnych warunkach 1/5, niemniej degustacja, to degustacja), to koszt tej winnej podróży poprzez Francję, Hiszpanię, Portugalię, Włochy i Argentynę, wyniósłby około 430 zł. Jednak dzięki Panu Robertowi Mielżyńskiemu oraz jego pasji zaszczepiania kultury wina, zarówno ja, jak i około setka przybyłych gości, mogliśmy zupełnie za darmo kosztować w promieniach słońca najlepszych win, takich producentów jak:

- Chateau Kirwan
- Chateau Phelan Segur
- Domaine de Chevalier
- Maria Caterina Dei
- Agricola Tededeschi
- Siro Pacenti
- Quinta Vale D.Maria
- Bodegas Roda
- Cuvelier Los Andes


Magia degustowanego wina była nieziemska, przy czym zabrakłoby mi miejsca oraz środków wyrazu, abym mógł tutaj w pełni opisać odczucia towarzyszące każdej napoczynanej butelce. Wspomnę jedynie, że moim osobistym trofeum była butelka Brunello di Montalcino, na które polowałem od dawna, a które piłem po raz pierwszy. Ciekawostką, o której warto wspomnieć była również degustacja dwóch gatunków oliwy Dauro, przy stoisku win Bodegas Roda. Pominąć nie da się też gościnności pobliskiego sklepu Bilbelou Interiors, gdzie czekały na nas przekąski w postaci sera Grana Padano, ciasteczek cantuccini oraz tarty owocowej. Na koniec pożalę się tylko, że ilekroć Mielżyński organizuje swoje degustacje, to pełen zapału opowiadam bliższym i dalszym znajomym, jak fajnie tam jest i proponuję wspólny wypad lub spotkanie na miejscu. Coś jednak nie wierzą ani w to wino, ani w moje słowo, bowiem zawsze znajdzie się tuzin wymówek (ostatnio m.in.: kino, mecz, wyjazd, lekarz, kac) i ostatecznie wyruszamy tam w bardzo okrojonym składzie. Tym razem była nas trójka, co i tak uważam za sukces, względem ostatniej degustacji, ale naprawdę mam nadzieję, że przy następnej okazji urządzimy mały, towarzyski desant na Stare Koszary ;)


KOSZTORYS: wstęp wolny

ADRES: Poznań, ul. Wojskowa 4 (Stare Koszary)
INTERNET: www.mielzynski.pl

Bookmark and Share

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...