poniedziałek, 9 listopada 2009

L'HEROINE coffee bar & restaurant / ocena 4.09 (zamknięta)

W październiku zamieściliśmy ankietę i zapytaliśmy Was - którą restaurację z najwyższej półki cenowej powinniśmy odwiedzić przy najbliższej okazji? Miejsca na podium zajęły: L'Heroine (32%), Blow Up Hall 50/50 (28%) i Villa Magnolia (20%). Dalej znalazły się kolejno: Le Palais Du Jardin (12%), Alexander (4%) oraz Delicja (4%). Żadnego głosu nie zdobyły natomiast Figaro i La Passion du Vin. Co ciekawe w Waszym głosowaniu zwyciężyła restauracja, która znalazła się w ankiecie niejako przez przypadek, bowiem nieopatrznie przeoczyliśmy, tak kosztowne restauracje, jak Piano Bar i Mosaica. Zwycięzca jest jednak zwycięzcą, a my udaliśmy się do L'Heroine. Zapraszamy zatem do lektury oraz do udziału w kolejnej ankiecie.


ONA:
Przyznaję, że jestem wielbicielką (prawie) wszystkiego co francuskie. Wiem, że Francuzi to w dużej części naród megalomanów, narcyzów i egocentryków, a przyznawanie się do fascynacji Francją jest obecnie trochę nie na czasie. Wierzę jednak, że mieszkańcy tego kraju naprawdę mają się czym chwalić. Niezmiennie też jestem pod wrażeniem faktu, że we Francji każdy, nawet najmłodsze ledwie potrafiące mówić dziecko jest w stanie powiedzieć, jaka jest najlepsza woda mineralna na świecie i dlaczego Evian oraz jednym tchem wymienić wszystkie godne uwagi specjały kulinarne regionu. W sumie już za samo Chablis, szampana, bouillabaise i kozi ser, Francja znalazłaby specjalne miejsce w części mojego serca odpowiedzialnej za kulinaria. Oko mogę przymknąć nawet na to, że Francuzi (no może poza mieszkańcami Alzacji) nie potrafią robić dobrego piwa (pozdrawiam wszystkich, którym kiedykolwiek zdarzyło się pić Kronenbourga). Mają jednak trochę pokory, bo niemal w całej Francji dostać można doskonałe piwa belgijskie.

Wizja kolacji we francuskiej L’Heroine ucieszyła mnie. Tym bardziej, że restauracja z zewnątrz sprawia bardzo przyjemne wrażenie. Co rzadko spotykane w Poznaniu, a czego osobiście mi brakuje, to wielkie okna, przez, które widać prawie całą ulicę Wrocławską. Pisząc prawie, mam na myśli białe, poziome, żaluzje umieszczone na całej szerokości okien. Wnętrze utrzymane jest w kolorystyce czerni i bieli. Całe szczęście, ten nudnawy zestaw w ciekawy sposób przełamano dodatkami z pogranicza brudnego różu i szarości. Atrakcyjnym akcentem jest również jaskrawy, jasnoniebieski neon L’Heroine, który tylko z pozoru nie komponuje się z pozostałymi elementami. Przyznam, że na samym początku byliśmy lekko zdezorientowani. Cześć stolików przygotowana była na kolację (kieliszki, sztućce, serwetki), pozostałe, czyli te, które bardziej nam odpowiadały, nie były jednak nakryte. Przez dłuższą chwilę staliśmy przy takim stoliku, nie wiedząc, czy możemy tu usiąść i co zrobić z płaszczem i kurtką (w zasięgu wzroku nie było wieszaka, ani nikogo z obsługi). Ostatecznie zjawił się kelner, który poinformował nas, że możemy usiąść gdziekolwiek. Rozwiązał również problem z kurtkami.
Z menu zamówiłam sałatkę z kozim serem i doradę z grilla ze szpinakiem i dzikim ryżem oraz kieliszek białego chateau du juge. Na kolację wybraliśmy się w środę, w związku z tym zapytałam o małże (wiedząc, że dostawy świeżych owoców morza są w czwartek). Kelner jednak uczciwie przyznał, że choć świeże owoce morza przyjeżdżają dopiero jutro, to dostawy świeżych ryb są co drugi dzień. Nawiasem mówiąc, na najlepsze małże w białym winie serwowane w Poznaniu, jeszcze się wybierzemy. Rukola z kozim serem była smaczna, choć jeśli ktoś tak jak ja, jest uzależniony od koziego sera i je takie sałatki przynajmniej raz w tygodniu, będzie mu czegoś brakowało. Czegoś, że tak powiem „błyskotliwego” (vide Kuchnia Chrisa). Bardzo fajnym akcentem była solidna porcja ciepłych bagietek w towarzystwie dwóch smakowych maseł. Dorada natomiast była bez zarzutu. W środku delikatnie wilgotna, przyprawiona tak jak lubię, cytryną i ziołami, które niespecjalnie dominowały nad subtelnym smakiem świeżej ryby. Do tego dziki ryż (chyba lekko rozgotowany) i prosta sałatka z rukoli z prażonymi płatkami migdałów, klasycznym vinaigrettem i kiełkami (w menu zamiast rukoli był szpinak). Bardzo chciałam spróbować jeszcze musu czekoladowego z cointreau, ale po sałatce i rybie, nie byłam już w stanie myśleć o jedzeniu.

W przypadku L’Heroine szczególnie dobitnie daje mi się we znaki fakt, jak trudno ocenić restaurację zaledwie po jednej wizycie. Wnętrze spodobało mi się, choć początkowo przeszkadzał mi lekki zaduch panujący w środku. Obsługa raz zaskakiwała na minus, żeby zaraz zaskarbić sobie naszą sympatię. To samo tyczy się jedzenia. Choć moje było całkiem niezłe i efektownie podane (fantazyjne zdobienia z redukcji balsamicznej oraz suszonych płatków kwiatów), to danie główne mojego towarzysza budziło pewne wątpliwości. Na pewno zawitam tam jeszcze raz, ale będę przygotowana zarówno na miłe zaskoczenie jak i lekkie rozczarowanie. Z pewnością dam im jednak trochę czasu na obranie ostatecznego kierunku.

Jedzenie: 4+
Obsługa: 4-
Wystrój: 5-
Jakość do ceny: 4


ON:
L'Heroine wyrosła niepostrzeżenie na poznańskiej starówce i od razu przykuła moją uwagę. Jak grzyby po deszczu wyrastają bowiem w Poznaniu sushi bary (uwielbiam sushi, niemniej naliczyłem 13 tego typu przybytków i kolejne 2 w przygotowaniu), a wciąż brakuje mi kilku sprawdzonych adresów z nowoczesną kuchnią europejską. Swoje nadzieje ulokowałem zatem w L'Heroine, która zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz prezentuje się - tak jak lubię - prosto, nowocześnie i funkcjonalnie zarazem. Wchodząc do środka miałem przy tym wrażenie, że panuje tam pewien rozdział miedzy częścią kawiarnianą i restauracyjną (z białymi obrusami oraz nakrytymi stołami). Osobiście przypadła mi do gustu bardziej cześć kawiarniana i właśnie tam zdecydowaliśmy się usiąść. Z ciekawie opracowanego menu (graficznie i merytorycznie) zamówiłem tradycyjną francuską zupę cebulową oraz grillowana polędwiczkę wieprzową faszerowaną serem kozim z tagiatelle z pesto, a do tego kieliszek wina Chateau Du Juge Rouge. Zupa choć była tradycyjna tylko z nazwy (brak zapiekanej grzanki, a jednocześnie tradycyjnego naczynia), to trafiła smakiem w mój gust idealnie (próbuję zupę cebulową wszędzie, gdzie tylko jest sposobność). W mojej opinii powinna być jednak mocniej podgrzana, bo choć nie była letnia, to nie była też dość ciepła. W kwestii grillowanej polędwiczki mam jeszcze bardziej mieszane uczucia. Danie zostało wykwintnie podane, a samo mięso bardzo mi smakowało. Na minus jednak liczę, że ser kozi był niemal niewyczuwalny, dość niezręcznie kroiło się mięso ułożone na makaronie, zaburzono proporcje dania (trochę za dużo makaronu, a za mało polędwiczki) oraz rozgotowano delikatnie sam makaron. Nie chcę być przy tym źle zrozumiany - jedzenie było naprawdę smaczne i świeże, niemniej jak zostawiasz w restauracji prawie 200 zł, to i oczekiwania rosną. Na specjalną pochwałę zasługuje z kolei podane nam przepyszne pieczywo z masłem czosnkowym i paprykowym, a także karta win, która zawiera dobrze wyselekcjonowane wina (przy współpracy z La Passion du Vin) w naprawdę rozsądnej cenie. Trudno mi natomiast szerzej opisać obsługę, gdyż była szybka, cicha i niemal niezauważalna. Choć L'Heroine tak do końca moich nadziei nie spełniła, to na pewno jeszcze tam wrócę spróbować innych pozycji z menu - m.in. tart i kawy, w których się specjalizują.

Jedzenie: 4
Obsługa: 4-
Wystrój: 4+
Jakość do ceny: 3+


KOSZTORYS:
Sałata roca z suszonymi pomidorami, kozim serem i pistacjami - 29 zł.
Tradycyjna francuska zupa cebulowa z odrobiną białego wina i świeżym tymiankiem - 15 zł.
Dorada z grilla z sałatką szpinakową z migdałami, z odrobiną dzikiego ryżu - 56 zł.
Grillowana polędwiczka wieprzowa faszerowana serem kozim z tagiatelle z pesto bazyliowym - 48 zł.
Chateau Du Juge Blanc 0,15 – 16 zł.
Chateau Du Juge Rouge 0,15 – 16 zł.
Woda gazowana Perrier - 8 zł.
Suma: 188 zł.

ŚREDNIA NASZYCH OCEN: 4.09

ADRES: Poznań, ul. Wrocławska 10
INTERNET: www.lheroine.pl

Bookmark and Share

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

OT: "L'Heroine wyrosła niepostrzeżenie na poznańskiej starówce i od razu przykuła moją uwagę." Starówka to raczej jest w Warszawie :P

Zjeść Poznań pisze...

"Co najmniej od połowy XX wieku wyraz ten - jako rzeczownik pospolity - używany jest rzadziej także w odniesieniu do zabytkowych dzielnic innych miast" - Słownik języka polskiego, Witold Doroszewski (red.), Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1966 ;)

Anonimowy pisze...

To skoro już OT jedziemy, to, że bywa używany, nie oznacza, że większość mieszkańców innych miast go toleruje, jako wyrażenie pochodzące z gwary warszawskiej. Wiem, czepiam się ;)
Pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

tarty musicie sprawdzić, jak dla mnie super!

Zjeść Poznań pisze...

Całe menu L'heroine brzmi bardzo smakowicie (naprawdę trudno się zdecydować). Dziękujemy jednak za sugestię o tartach - bo skoro to specjalność restauracji i do tego polecana przez klientów, to na pewno warto się skusić:) Pozdrawiamy serdecznie

Anula pisze...

Bardzo długo czekałam az wreszcie coś tam powstanie i jak tylko powstało to poszłam na romantyczną kolację. Wystrój 4- oczekiwałam francuskiego klimatu, obsługa 3+ niosąc zupe wylał, potrawy 3-.
Na starter zupa wg karty cebulowa, mega mega mega mnóstwo majeranku i tymianku oczywiście spalonego i suszonego, zupa smakowała jak z torebki z kilkoma krazkami cebulki. na główne danie stek z zapiekaną cykorią, cykoria w rzeczy samej zapieczona na zabój bo czarna stek miał być krwisty był baaardzo dobrze wypieczony, całość potrawy sądze że miała być udekorowana a była polana syropem balsamicznym. pan namawiał na deser i się skusiłam a szkoda, brule malinowe w samku 4+, jednak na wierzchu wielka warstwa nieskarmelizowanego cukru spowodowała iż nie wróce tam więcej.

Alicja pisze...

Witajcie,

odwiedzam Waszego bloga w miarę często. Z przyjemnością czytam relacje i przeglądam fotografie - świetna robota, oby tak dalej. Przechodziłam dziś obok L'Heroine i zauważyłam na drzwiach restauracji informację o jej zamknięciu - to tak fyi.

Pozdrawiam,
Alicja

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...