poniedziałek, 12 października 2009

SOMEPLACE ELSE - Fiesta Mexicana / ocena 4.00

Choć nasze plany na weekendowy posiłek były zupełnie inne, zdecydowaliśmy się na Someplace Else w hotelu Sheraton. Okazało się, że właśnie tam, w każdą sobotę października odbywają się wieczory, które są częścią „Fiesta Mexicana” - promocji przygotowanej pod patronatem Ambasady Meksyku w Warszawie. Dlatego też postanowiliśmy zmienić nasze plany, udać się na jeden z takich wieczorów i wypróbować ciekawą ofertę dań jeszcze na początku października, żeby każdy z Was miał trochę czasu na zweryfikowanie naszej recenzji.


ONA:
Bryła hotelu nigdy nie zachęcała mnie do przekroczenia jego progu, nie zachęcała także sama marka, która z jednej strony kojarzyła mi się z siecią nudnych, luksusowych hoteli, a z drugiej z horrendalnymi cenami. Kiedyś jednak uświadomiono mi, że hotelowa restauracja leży w doskonałej lokalizacji pomiędzy moją pracą, a dworcem PKP i może być dobrą alternatywą dla kogoś, kto nie ma akurat ochoty na „budkowe” jedzenie, które oferuje Poznań Główny pasażerom przed podróżą. Jak się okazało, nie taki diabeł straszny… Wnętrze restauracji i baru urządzone zostało nowocześnie, bez przesadnej ekstrawagancji i snobistycznego zadęcia. Skoncentruję się jednak na części barowej, która osobiście podoba mi się zdecydowanie mniej, ale to właśnie tam przyszło nam jeść posiłek. Przestrzeń z centralnie usytuowanym barem wypełniona została ekranami umożliwiającymi oglądanie wydarzeń sportowych i różnymi gadżetami, dla których z mojego punktu widzenia nie powinno być tam miejsca. Większość elementów wykonana została z ciemnego drewna. W sumie to taki schludny, wizualnie niczym nie wyróżniający się bar. Szczerze mówiąc czasem bardzo dobrze się tam czuję. Wtedy, kiedy mam dość knajpianego gwaru, Someplace Else kusi swoim spokojem, który kontrastuje z widokiem jaki roztacza się z dużych, dźwiękoszczelnych okien na ruchliwą ulicę Bukowską.

Sobotni wieczór, z racji weekendu, meksykańskiej fiesty, naszego 6 osobowego towarzystwa i meczu Polska - Czechy był jednak bardziej hałaśliwy niż zwykle. Chcąc sprawdzić specjalną ofertę, zamówiliśmy: „Wielki meksykański stół dla 6 osób”. Ciekawa cena- 160zł dała możliwość do ewentualnych dalszych poszukiwań. Zaskoczył nas jednak szef kuchni, który przyszedł zakomunikować nam, iż na początek, jako gratis dostaniemy od niego zestaw starterów, w którym miało się znaleźć większość dań z wielkiego meksykańskiego stołu. Dlatego też, proponuje wybrać inne dania z karty, tak, żeby spróbować możliwie najwięcej meksykańskich przysmaków. Po chwili, stół zapełnił się smakołykami (żeberka, chili con carne, chlebek dyniowy, quesadillas, sałatka i kilka zestawów meksykańskich sosów), które w dużym stopniu zaspokoiły nasz głód. Cała sytuacja mile nas zaskoczyła, jednak jak się z czasem zorientowaliśmy, prawdopodobnie pomylono nas z jakąś inną grupą, która być może miała zostać potraktowana trochę lepiej niż reszta gości. Z kart domówiliśmy jeszcze mexican sizzler (grilowane papryczki jalapeno faszerowane serem z marynowanymi paseczkami wołowiny, ensalda de nopales (sałatka z liści kaktusa, awokado, papryczki chili, pomidorów koktajlowych, z dodatkiem kremowego sera koziego i owocowej salsy) sopa de tomate (zupa z pieczonych pomidorów z dodatkiem tequili podawana z serem requeson) fajitas (wołowina z warzywami), ciasto czekoladowo – truflowe z owocem granatu na deser oraz kilka koktajli na bazie tequili (koszt ok. 25zł za koktajl, przy czym z każdym wypitym cena wydawała coraz atrakcyjniejsza). Z powodu bogactwa dań, które spróbowaliśmy tego wieczoru, nie odniosę się po kolei do każdego z nich. Spróbuję jednak pokusić się o jakąś całościową opinie, z wykorzystaniem ocen wszystkich uczestników wieczoru. Moje uszy wychwyciły kilka zachwytów nad żeberkami i daniem mexican sizzler (bardzo dobrze przyrządzona wołowina wysokiej jakości). W związku z tym, że nie należę do smakoszy mięs, skupiłam swoją uwagę na bardzo dobrej zupie pomidorowej, która po dolaniu tequili zmieniała się diametralnie. Smakowała jednak w obu odsłonach. Szpinakowe quesadillas i sałatka z liści kaktusa i koziego sera, były smaczne, ale bez specjalnych zachwytów. Na koniec spróbowałam jeszcze truflowo – czekoladowego ciasta, które rozpaliło moją wyobraźnie. Okazało się jednak, że było zupełnie nie w moim typie. Mnóstwo słodkiego kremu, którego smak ratowała obecność pysznych, lekko kwaskowych granatów, to jednak nie dla mnie. W przeciwieństwie do mnie, reszta towarzystwa, uznała deser za wyjątkowo udany…

Pomijając fakt, iż wieczór został zdominowany przez mecz ( nie mieliśmy nic przeciwko samej relacji, wręcz przeciwnie śledziliśmy ją z zainteresowaniem, lecz poziom nagłośnienia uniemożliwiał pozbieranie myśli, nie mówiąc o rozmowie) , obsługę, która choć bardzo miła, niespecjalnie wiedziała co się dzieje, nie potrafiła wyjaśnić dlaczego potraktowano nas w sposób specjalny (startery od szefa kuchni) i za co ostatecznie będziemy płacić, uważam, że samo wydarzenie jest godne uwagi, chociażby ze względu na atrakcyjną cenowo i smakowo ofertę dla 4 i 6 osób.

Jedzenie: 4
Obsługa: 4-
Wystrój: 3+
Jakość do ceny: 4+


ON:
W Someplace Else jestem nie po raz pierwszy. Cenię ten lokal za komfort, który mi daje. Jest to komfort przebywania w centrum miasta w niezadymionym i niezatłoczonym wnętrzu, w pubie i restauracji jednocześnie. Jeżeli dodać do tego sześć telewizorów plazmowych i duży projektor, to mamy idealne miejsce na mecz. Tajemnica małej popularności tego przybytku tkwi zapewne w fakcie, iż jest to pub hotelowy i to nie byle jakiego hotelu. Nie każdy jednak czuję się swobodnie wchodząc do lobby jedynego w Wielkopolsce pięciogwiazdkowego hotelu – Sheraton. Zapewne właśnie dlatego, lokal od niedawna bardziej unaocznił wejście wprost z ulicy Bukowskiej. Widzę w tym ruchu pewną chęć otwarcia się na miasto, a nie zadowolenia się tylko obcojęzycznymi gośćmi hotelowymi. Za kolejny taki ruch uważam październikową Fiesta Mexicana, która za zadanie ma zaprezentować w pełnej krasie, to w czym Someplace Else się specjalizuje - Tex-Mex, a więc fuzję kuchni meksykańskiej i amerykańskiej. W kwestii wnętrza, to przyznam, że bez zmrużenia okiem usunąłbym stamtąd wszystkie udziwnienia – motor Harley-Davidson, samochód Syrenka oraz sztucznego aligatora. Poza tym, wszystko jest jak należy. Przejdę jednak do jedzenia. Dzięki temu, że wyjątkowo wybraliśmy się w trzy pary, zdecydowaliśmy się na otwarty stół i korzystaliśmy z cen promocyjnych – miałem okazje popróbować dużo więcej, niż podczas standardowej kolacji we dwoje. Przyznać przy tym muszę, że mimo różnorodności serwowanych dań, smakowało mi absolutnie wszystko. Jeżeli musiałbym wskazać jednak trzy potrawy, które zdobyły mnie bez reszty to wskażę - zupę z pieczonych pomidorów z dodatkiem tequili podawaną z serem requeson; grilowane papryczki jalapeno faszerowane serem z marynowanymi paseczkami wołowiny; żeberka marynowane w chili i kawie. Dodać jednocześnie muszę, że choć trafiliśmy tym razem na trochę zamyśloną kelnerkę, to obsługa pubu jest bardzo przyjazna, pomocna i sprawna. Jednym słowem - naprawdę fajny wieczór w promocyjnej cenie. Myślę, że wielu uczestników Fiesta Mexicana powróci prędzej czy później do Someplace Else, aby wypróbować ich codzienną kuchnię.

Jedzenie: 4
Obsługa: 4-
Wystrój: 4-
Jakość do ceny: 5-


KOSZTORYS DLA 6 OSÓB:
Wielki Meksykański Stół dla 6 amigos (quesadillas, fajitas, chili con carne, tortilla, sosy salsa, chleb dyniowy, żeberka marynowane w chili i kawie, sałatki i desery + Corona dla wszystkich) - 160 zł.

KOSZTORYS DLA 2 OSÓB:
Sałatka z liści kaktusa, awokado, papryczki chili i pomidorów koktajlowych z dodatkiem kremowego sera koziego i owocowej salsy - 24 zł
Szpinakowe Quesadillas z jalapeno zapiekane z serem - 12 zł.
Zupa z pieczonych pomidorów z dodatkiem tequili podawane z serem requeson - 10 zł.
Grilowane papryczki jalapeno faszerowane serem z marynowanymi paseczkami wołowiny - 15 zł.
Corona 0,33 x 2: 16 zł.
Suma: 77 zł.

ŚREDNIA NASZYCH OCEN: 4.00

ADRES: Poznań, ul. Bukowska 3/9 (Hotel Sheraton)

Bookmark and Share

3 komentarze:

szeryfsylwiak pisze...

Słyszałam o tym miejscu wielokrotnie, ale jakoś nigdy tam nie zbłądziłam :)
teraz widzę , że warto jednak przetestować :)

SrebrnaAkacja pisze...

Właśnie wczoraj miałam okazję zjeść tam obiad. Wybrałam danie z karty specjalnej - zupełnie nie nawiązujące do kuchni meksykańskiej, a mianowicie tajski makaron z marynowaną kaczką. Cóż za totalny zawód :( Ja makarony sojowe, ryżowe itp. BARDZO, a kaczkę JESZCZE BARDZIEJ. A tu taka miernota za - uwaga - 56 zł. Dramat. Po prostu smakowało jak makaron z blisko nieokreślonymi kawałkami mięsa usmażony ze średniej jakości sosem sojowym. Może ja się nie znam, ale zawiedziona byłabym nawet wtedy, gdyby to danie kosztowało 16 zł. Co do deserów - szarlotka wyglądała jak z piekarni typu Piekpol, już jej wygląd był zniechęcający. Brownie był 2x słodszy i tłustszy niż powinien (a uważam się za koneserkę), a pseudo-czekoladowy tort był po prostu niesmaczny. Nie zamówiłam 3 deserów ;) żeby nie było wątpliwości, po prostu wszystkich spróbowałam. Na plus mogę napisać, że podwójny hamburger z mega frytami wyglądał bardzo apetycznie. Ogólnie wszyscy wpatrywaliśmy się w hamburgera żałując, że go nie zamówiliśmy, bo reszta dań była słaba. Ja już tam nie wrócę, ale nie chcę zniechęcać do knajpy, a jedynie do makaronu po tajsku i słabych deserów. Pozdrawiam serdecznie!

Anonimowy pisze...

W tym miejscu jadłam najgorszy na świecie żurek...a raczej ocet - już nawet w warsie bardziej mi smakuje ... nigdy więcej.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...