czwartek, 20 maja 2010

BISTRO RZYMIANKA - szparagowy lunch / ocena 3.88

Na przełomie marca i kwietnia zapytaliśmy Was - restaurację którego hotelu powinniśmy odwiedzić przy najbliższej okazji? W ankiecie wzięło udział 152 Czytelników, a miejsca na podium zajęły: Trawiński (23%), NH oraz Rzymski (ex eaquo po 19%). Dalej znalazły się kolejno: IBB Andersia (16%), Mercure (8%), Sheraton (6%), Vivaldi (4%) oraz Park (1%). Tym razem postanowiliśmy jednak przymknąć nieznacznie oko na wyniki ankiety i wybrać się do restauracji, która uplasowała się na drugiej pozycji. Nie to, żebyśmy mieli jakieś uprzedzenia względem zwycięzcy, ale zwyczajnie skusiły nas szparagowe lunche proponowane przez Bistro Rzymianka. Sezon na szparagi nie trwa w końcu wiecznie, a wizytę w Trawińskim można bez większych problemów przesunąć w czasie. Wszystkich, którzy głosowali na ten lokal, prosimy zatem o jeszcze trochę cierpliwości :)

PS Do Trawińskiego już jednak nie dotrzemy, bowiem z początkiem października 2010 r. rozpoczęto wyburzanie tego czterogwiazdkowego hotelu.


ONA:
W maju w mojej kuchni niepodzielnie królują szparagi. Wprost uwielbiam ich subtelny smak i mogłabym je jeść o każdej porze dnia i na wszystkie sposoby. Poza tym, jak powszechnie wiadomo Wielkopolska (i lubuskie rzecz jasna) szparagami stoi, więc ta moja miłość przyprawiona jest jeszcze delikatnym smaczkiem lokalnego patriotyzmu. Chętnie też skorzystałabym ze sposobu Rzymian, którzy szparagi suszyli, aby cieszyć się nimi również poza sezonem, ale nie mam pewności, że jest to metoda skuteczna, czy chociażby skuteczniejsza od pakowania tych bezwstydnych warzyw do słoika ;).

Na szparagowe lunche szłam zatem z całkowicie pozytywnym nastawieniem. Zapewne, ta oferta obiadowa dostępna jest zarówno w restauracji de Rome, jak i bistro Rzymianka, my jednak zdecydowaliśmy się na tę drugą opcję, ze względu na swobodniejszą atmosferę panującą w mniejszym lokalu. Na początku czekała nas pogawędka o zdjęciach z nieco zakręconym i dość bezpośrednim duetem Pań z obsługi, które choć same nie były pewne co do możliwości robienia zdjęć, postanowiły szybko rozwiać wątpliwości, pytając swojego zwierzchnika o zgodę. Kiedy przekazały nam wiadomość o pozytywnej decyzji, zastąpił je uprzejmy Pan kelner, który z pewnością nie był nowicjuszem w swoim fachu. Cóż o wystroju, pewne jego elementy przywołują skojarzenia z latami PRL-u, np. dziwna fontanna – brodzik pośrodku sali, lub nieciekawe płytki i lustra na ścianie. Nie ulega jednak wątpliwości, że przeprowadzono tu całą serię drobnych zabiegów i wprowadzono kilka dodatków, które wrażenie powrotu do przeszłości mają zniwelować do minimum (ocieplająca wnętrze ciemna drewniana podłoga, ładne doniczki ze świeżymi ziołami, nadruki na blatach stołów, wygodne krzesła, i bardzo ładne kwiaty w solidnych donicach na zewnętrznych parapetach okiennych).

Wybór jedzenia był tym razem o tyle prosty, że chcieliśmy skorzystać z ustalonego z góry menu lunchowego. Czekała nas zatem zupa pomidorowa ze szparagami, szparagowe sakiewki i ciasto drożdżowe. Zupa pomidorowa była klasykiem domowej kuchni. Wyróżniała ją niezwykle aksamitna konsystencja i ciekawy dodatek zielonych szparagów. Całość była smaczna i intensywna w smaku, choć zupełnie nie zaskakująca. Właściwie ten domowy klimat dominował przez cały posiłek, gdyż to samo można powiedzieć o drugim daniu i deserze. Choć prawdopodobnie nikt na co dzień nie przykłada w domu zbyt dużej wagi do sposobu podania, to tu akurat ten element wyróżnił się na plus. Przewiązane zblanszowanym porem sakiewki, podlane sosem śmietanowo-kurkowym, przyozdobione wachlarzem z białych szparagów i niewielką dekoracją z miodowego melona i zielonych szparagów ładnie się prezentowały. Jeśli  zaś chodzi o smak to było poprawnie i znów - domowo. Przyznać przy tym muszę, że za naleśnikami nie przepadam. Podjęłam kilka prób przełamania się do tego specjału i póki co nie udało mi się. Programowo skreślam naleśniki na słodko, bo słodki obiad to dla mnie świętokradztwo. Trochę inaczej jest z naleśnikami wytrawnymi, na takie mogę czasem się skusić (w kolejce czekają tu także bretońskie gallette). Podsumowując, skusiłam się na sakiewki i choć nadal twierdzę, że to nie do końca moja kulinarna bajka, to mogę powiedzieć, że te serwowane w bistro Rzymianka były smaczne. Podobało mi się, że górne partie sakiewki były chrupiące, a śmietanowo - szparagowe wnętrze przyjemnie komponowało się z bardziej miękką częścią ciasta. Najsłabszym elementem dania był sos kurkowy. Może zwyczajnie brakowało w nim świeżych grzybów. Najsmaczniejsze okazały się tu natomiast białe szparagi z bułką tartą podsmażona na maśle. Ot co. Na koniec spróbowaliśmy solidnej porcji dobrego ciasta drożdżowego, a wszystko popiliśmy słodko – kwaskowym kompotem z rabarbaru.

Całość wspominam przyjemnie. Można byłoby oczywiście przyczepić się do kilku rzeczy, ale biorąc pod uwagę bardzo atrakcyjną cenę za smaczny i sycący posiłek w centrum miasta, który wychodzi naprzeciw sezonowym trendom i naszym lokalnym specjałom, to wprost nie wypada powiedzieć nic złego. No może napiszę tylko tyle, że życzyłabym sobie jeszcze więcej szparagów.

PS W trakcie posiłku przyszło nam słuchać albumu "3" Andrzeja Smolika. Poziom głośności w najmniejszym stopniu nie zakłócał swobodnej rozmowy.

Jedzenie: 4-
Obsługa: 4
Wystrój: 3+
Jakość do ceny: 4+


ON:
Od dobrych kilku lat przechodząc alejami Marcinkowskiego zwracała moją uwagę szczególna atencja z jaką Hotel Rzymski podchodził do tematu szparagów. Choć w trakcie sezonu są one zapewne dostępne w wielu poznańskich restauracjach, to obudzony w środku nocy, nie zawahałbym się ani sekundy, który lokal polecić miłośnikowi tychże warzyw. Wszystko to mimo, że nigdy wcześniej tam nie jadłem, a skojarzenia opierałem jedynie na sugestywnym oflagowaniu hotelu oraz ekspozycji certyfikatu Polskiego Związku Producentów Szparaga. Po przekroczeniu progu szybko upewniłem się, że nie są to czcze symbole, Teraz już wiem na 100%, że w maju i czerwcu Hotel Rzymski szparagami stoi. Z 37 dań w głównej karcie menu, aż 22 zawiera w swojej nazwie odmianę słowa "szparagi". Do tego dochodzi szparagowy zestaw degustacyjny (w cenie 65 zł/osobę), a także szparagowy lunch, na który się zdecydowaliśmy. Oferta lunchowa dostępna jest od poniedziałku do piątku w godz. 12:00 – 17:00 (w cenie 23 zł/osobę). Składa się z zupy dnia, a także dania głównego (tygodniowa rozpiska znajduję się tutaj), przy czym do każdego zestawu kompot i ciasto dodawane są gratis.

Przyznam, że choć po przekroczeniu progu Bistro Rzymianka miałem mieszane uczucia, to dość szybko się przestawiłem i odkryłem uroki tego miejsca. Nie urażając bowiem nikogo, jest tam pewne echo Poznania lat osiemdziesiątych i choć trudno to nazwać, to łatwo zauważyć. Wystarczy jednak chwila na obserwację, ile pracy zostało włożone, aby to echo przytłumić, a od razu chcę się wspierać takie zaangażowanie. Duży plus należy się także za czystość i schludność, w jakiej możemy kosztować posiłek. Zasiedliśmy na wygodnych, obitych krzesłach przy jednym z dużych okien. Widok na aleje byłby wręcz idealny, gdyby nie trochę za nisko opuszczone firanki. Piątkowy lunch składał się z kremu pomidorowego z zielonymi szparagami, szparagowych sakiewki z kurkami w śmietanie, ciasta drożdżowego oraz kompotu z rabarbaru. Krem był bardzo aksamitny, lekko słonawy i w smaku bardzo podobny do tego serwowanego w Donatello. Porcja była tylko mniejsza, za to dodatek w postaci lekko chrupiących zielonych szparagów al dente był czymś, co pozytywnie wyróżniało tę zupę. Przechodząc do dania głównego, warto zauważyć, że podane zostało w sposób bardzo estetyczny i chyba nikt by się nie domyślił, że mamy do czynienia z lunchem za 23 złote. Dwie duże sakiewki (chrupiące od góry, a delikatne od dołu) zawierały w sobie drobne kawałki białych szparagów w sosie śmietanowym. Z zewnątrz sakiewki były otoczone sosem kurkowym i przyozdobione czterema kawałkami białych szparagów, bułką tartą i plasterkiem melona. Jak dla mnie największym specjałem były wspomniane 4 kawałki szparagów przygotowane na sposób al dente i z chęcią skosztowałbym dania, który byłoby przyrządzone wyłącznie z nich. W kwestii sakiewek przyznać trzeba, że porcja jest sycąca, jednak nadzienie było dla mnie zbyt delikatne, a kurki w sosie lekko gorzkawe. Przyznam jednak, że najsłabiej było na końcu. Ciasto drożdżowe było na tyle suche i bez wyrazu, że poprzestałem na jednym kawałku. Sytuację ratował za to bardzo smaczny kompot z rabarbaru. Ostatecznie przyznaję 4 za zupę, 4- za sakiewki oraz 3- za deser.

Moje podsumowanie szparagowego lunchu będzie krótkie - świetny pomysł, widać starania, ale mogłoby być lepiej z realizacją, w związku z czym warto dopracować niuanse. Odbiegając jednak na koniec od lunchu, nadmienię, że z przyjemnością spróbowałbym kilku pozycji z głównego menu na czele z carpaccio z polędwicy wołowej na marynowanych szparagach. Jednak na lody szparagowe jestem za mało odważny ;)

Jedzenie: 3+
Obsługa: 4
Wystrój: 4-
Jakość do ceny: 4


KOSZTORYS: 2 x Szparagowy lunch (2 x zupa dnia, 2 x szparagowe sakiewki z kurkami w śmietanie, 2 x ciasto, 2 x kompot) - 46 zł.

ŚREDNIA NASZYCH OCEN: 3.88

ADRES: Poznań, al. K. Marcinkowskiego 22 (Hotel Rzymski)
INTERNET: www.hotelrzymski.pl/restauracje

Bookmark and Share

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...