poniedziałek, 26 października 2009

MIELŻYŃSKI wine bar / ocena 4.03

Tegoroczne wakacje spędziliśmy nad Mozelą, rozkoszując się smakiem doskonałych niemieckich rieslingów. W związku z tym, na jakiś czas postanowiliśmy odpocząć od winnych specjałów. Uwzględniając jednak Wasze sugestie i fakt, że od dionizyjskich wakacji minął już ponad miesiąc, postanowiliśmy wybrać się do jednego z naszych ulubionych sklepów z winami. Przy czym, Mielżyński to nie tylko sklep, ale i restauracja.

PS Opis degustacji win u Mielżyńskiego znajdziecie tutaj.


ONA:
Działalność Wine Baru obserwowaliśmy niemal od samego początku. Kiedy jesienią zeszłego roku trafiliśmy do Starych Koszar przypadkiem, w poszukiwaniu nowej "suszarni", Mielżyński WB dopiero miał zostać otwarty. Przez pierwsze miesiące powoli zyskiwał sobie nowych klientów. Chyba najwięcej osób wybrało się tam z okazji kwietniowej degustacji wina (porównanie 12 roczników win Roda oraz degustacja katalońskiej cava Perelady). Samo wydarzenie z jednej strony było arcyciekawe, a z drugiej stanowiło doskonałą akcję promocyjną. Mimo że byliśmy tam już wiele razy, na jedzenie zdecydowaliśmy się dopiero w miniony weekend.

Całe menu rozpisane jest ręcznie na białych tablicach nad barem. Podobno zmienia się codziennie. Przy czym nie są to spektakularne zmiany całego menu, a jedynie wybranych potraw. Wybór dań nie jest specjalnie rozbudowany, co osobiście uważam za atut. Mam wrażenie, że przy niewielkim menu, dania są dopracowane do perfekcji. Trochę się jednak rozczarowałam, gdyż wydawało mi się, że skromny wybór powinien zostać zrekompensowany bardzo starannym doborem potraw. Pięć sałat na przystawki i pięć tart na deser, sprawiło, że menu stało się zwyczajnie monotonne. Ostatecznie zdecydowałam się na risotto z kurkami i tartę malinową na deser. Risotto było smaczne, choć lekko przesolone (tak jak zupa, której spróbowałam od mojego partnera). Konsystencja mojego dania odbiegała od ideału (za mało kremowa i aksamitna). Nie wyczułam także smaku szafranu, bez którego dla mnie risotto jest wybrakowane. Sposób podania również nie oszałamiał. Trochę lepiej sprawy się miały z tartą. Ciasto doskonale kruche, maliny świeże i jędrne. Taki przyjemny akcent na koniec. Kolacji towarzyszyła butelka białego wina Perelada Blanc Pescador. To bardzo popularne w Hiszpanii wino, nie jest może trunkiem wybitnym, ale jako akompaniament do jedzenia sprawdza się doskonale. Świeże, orzeźwiające doskonale neutralizowało zbyt dużą ilość soli w moim daniu. Do wina podano nam także ciepłe pieczywo i bardzo wyrazistą w smaku oliwę z oliwek.

Dwustrefowa przestrzeń podzielona pomiędzy wypełniony niezliczoną ilością butelek sklep z winami i część restauracyjną z otwartą kuchnią, w której obserwować można zmagania szefa kuchni, sprawia imponujące wrażenie. Atutem lokalu jest również obsługa. Osoba odpowiedzialna za część sklepową udziela kompetentnych informacji dotyczących zakupu czy doboru win do potrawy. W kwestii obsługi punkty muszę odjąć za lepiący stolik, przy którym początkowo usiedliśmy. Choć jedzenie mnie nie zachwyciło, nadal mam ochotę tam wracać, nawet jeśli dla samego wina.

Jedzenie: 4
Obsługa: 4
Wystrój: 4+
Jakość do ceny: 3+


ON:
Mielżyński to mój ulubiony sklep z winami. Spora przestrzeń w odrestaurowanych Starych Koszarach, która została wypełniona po brzegi skrzyniami z winem, robi na mnie wrażenie. Warto podkreślić, że nie są to wyłącznie wina o niebotycznych cenach tylko dla wybranych. Rozpiętość cen od dwudziestu kilku złotych wzwyż sprawia, że każdy znajdzie tam wyselekcjonowane wino w rozsądnej cenie. Do tego dochodzi kompetentna obsługa, która zawsze doradzi i opowie ciekawą historię o upatrzonej butelce. Tym razem postanowiliśmy jednak spróbować rozkoszy stołu, które na miejscu serwuje otwarta kuchnia. Po złożeniu zamówienia z menu, ruszyliśmy między sklepowe skrzynie, aby dobrać odpowiednie wino. Wybór padł na dobrze nam znane - niezwykle orzeźwiające - hiszpańskie wino Perelada Blanc Pescador w cenie 25 złotych za butelkę. System jest jednak taki, że gdy decydujesz się, aby odpowiednio schłodzone wino zostało podane w kieliszkach do stołu wraz z pieczywem i oliwą, to doliczana jest specjalna marża w wysokości 30% (w naszym przypadku 7,5 zł). Można przy tym zdecydować się na całą butelkę lub kilka, a nawet tylko jeden kieliszek (1/5 butelki) wybranego wina. Gdy już zasiedliśmy do drewnianego stołu w bezpretensjonalnej części barowej, to wpierw podano nam przepyszne pieczywo z wysokiej klasy oliwą z oliwek, a następnie zmówione przeze mnie kolejno - krem z zielonego groszku i pstrąg z sałatą vinegret. Gęsty krem miał apetyczny kolor i był z pewnością świeżo przyrządzony. Był przy tym bardzo poprawny w smaku, choć jak dla mnie zbyt delikatny. Brakowało mi tego porywu i zaskoczenia, których szukam w restauracjach z wyższej półki, a po cenach widzę, że Mielżyński do takich właśnie aspiruje. Usmażony pstrąg miał z kolei chrupiącą skórkę oraz całkowicie wyfiletowane, delikatne wnętrze, które było faszerowane koperkiem i czosnkiem co wzbogacało jego smak. Dodatkiem była prosta sałata (rukola, ogórek i pomidorki koktajlowe), która zyskiwała dzięki bardzo dobremu vinaigrette oraz mało efektowny kleisty ryż. Całość nie porwała mnie, ani oryginalnością smaku, ani  wyszukanym sposobem podania, niemniej specjalnych zarzutów też mieć nie można. Reasumując, Mielżyński wciąż jest moim ulubionym sklepem z winami, jednak ulubioną jadłodajnią w okolicy, póki co pozostaje pobliski (zaledwie 15 metrów dalej) sushi bar. Tak, czy inaczej - zapraszam Was do odwiedzenia Starych Koszar.

PS Mam jedno zastrzeżenie, które tyczy się nie tyle samej restauracji, co przekroju gości oraz lanserskiej atmosfery, którą wytwarzają. Za mało bowiem mamy prawdziwych fascynatów wina, za to nazbyt sporo tych, którzy snobują się na koneserów.

Jedzenie: 4
Obsługa: 4
Wystrój: 4+
Jakość do ceny: 4-


KOSZTORYS:
Krem z zielonego groszku - 14 zł.
Risotto z kurkami - 28 zł.
Pstrąg z sałatą vinegret - 36 zł.
Tarta malinowa - 18 zł.
Perelada Blanc Pescador 0,75 – 32,5 zł.
Suma: 128,5 zł.

ŚREDNIA NASZYCH OCEN: 4.03

ADRES: Poznań, ul. Wojskowa 4 (Stare Koszary)

Bookmark and Share

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ryż może być kleisty. Przekonanie o tym, że tylko "na sypko" jest poprawnie to raczej piętno reklam Uncle Ben's. Ale może być rzeczą gustu, który lepszy. Moim zdaniem zdecydowanie kleisty. Pozdrawiam!

Zjeść Poznań pisze...

Pisząc o kleistości nie wartościowałem ryżu, a jedynie go opisywałem. Wartościowałem z kolei pisząc o tym, że nie porywał mnie oryginalnością smaku, ani efektownym sposobem podania. Pozdrawiam serdecznie!

Anonimowy pisze...

Niewiem dlaczego to miejsce jest modne????bo napewno nie z powodu dobrego jedzenia i miłej obsługi,Bylem tam raz i nigdy wiecej nie wróce jesli chodzi o wino to warto,natomiast jedzenie i obsługa-okropieństwo!!!!

Anula pisze...

Kiedy mieszkalam w W-wie bylam tam raz i wiecej nie poszłam,lans bans i tandeta mnie odstraszyły. Gdy otworzył się w Poznaniu zakochałam sie w tym miejscu,Mileż jest inny o każdej porze dnia. W porze lunczu uwielbiam wpasc tam z córką,obsługa pełna rewelacja,zawsze są pomocni,pogrzewaja posiłek dla mojej córki a ja jem szybciutko 1/2porcji jakiejs potrawy bo i taka jest opcja zamówienia no i zawsze wychodze z jakims nowym winem. Wieczorami jest gwarno i ciepła atmosfera,uwielbiam takie "szu szu" jak ludzie glosno się smieją, bawią i rozkoszują doskonałym winem, jedzenie u Mielż to dodatek a nie składnik główny wiec myśle ze nie mozna go oceniać w takich kryteriach. Co mogę polecić jadłam i uważam że zjem ponownie, słatka z wołowiną / mozna okreslic stopien usmazenia i taki jest!/ stek z boczniakami, brownies. Polecam wracam i co najwazniejsze odpoczywam tam!

Anonimowy pisze...

Dla mnie Mielżyński to strzał w 10 obsługa 100% pozytywna i pomocna, jedzenie smaczne - zwłaszcza desery -a ja nie jestem fanem deserów a konkretów!Deser musi mnie zaskoczyć i tam właśnie tak jest...

Co do snobstwa - niestety jest bardzo wyczuwalne ale taki nasz kraj :( miejmy nadzieję, że z biegiem czasu będzie tego mniej.
Miejsce bardzo polecam i na pewno będę tam wracać!

Ponurak pisze...

Czasami to was po prostu nie rozumiem, idziecie do Tivoli w której to bar sałatkowy- nie jest pierwszej świeżości-a ocena końcowa jest taka sama jak np w Credo gdzie czuć rękę kucharza(choć fakt kuchnia nie jest finezyjna), a nie wątpliwie sam lokal ma pomysł na siebie jak i charakter,za co być w mojej opinii wypunktowany winien być co najmniej poziom wyżej(jeśli by porównać na poziomie pizzerii poznańskich to półka na której leży np. Sorella która w mojej ocenie jest co najmniej o poziom wyżej od Tivoli).
Idziecie do Hugo za kawałek przystawki w postaci tatara płacicie 40 zł z jajkiem nie z chowu ekologicznego, ba nawet nie klasy drugiej tylko z bardzo mizernego chowu klatkowego - a sama restauracja ląduje w obu Waszych Topach.
Idziecie do Crisa za porcje niemalże degustacyjną płacicie 30zł a mówicie o tym że jest dobrze i tanio.
Idziecie jak dla mnie do bardzo przyzwoitego Mielżyńskiego z menu gdzie dania są świeże, bardzo proste(ale czego spodziewać się w surowym budynku koszar) co jest niewątpliwie ich plusem(świetnie korespondują z wystrojem), są duże(jedno danie główne zdecydowanie wystarczy na średni obiad) a ceny wąchają się na poziomie trzydzieści -czterdzieści parę złotych za kompletne danie główne( nie płaci się dodatkowo za ryż czy sałatkę)a WY twierdzicie że "ma aspiracje do wyższej półki".Nie sądzicie że w tym wszystkim brakuje jakiejś konsekwencji?

Anonimowy pisze...

Popieram Ponuraka. Może warto byłoby wprowadzić kategorie, by restauracje z "wyższej półki" nie były oceniane razem z barami, gdyż w ogólnej ocenie faktycznie tracą, a wiadomo, że wchodzi się do nich z oczekiwaniami na o wiele wyższym poziomie.
Pozdrowienia, Magda

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...