sobota, 2 czerwca 2012

MATII SUSHI / ocena 4.31

Matii Sushi to jedna z tych poznańskich restauracji, którą odwiedziliśmy już kilka razy, ale jak dotąd nie mieliśmy okazji podzielić się naszymi wrażeniami na blogu. Testowaliśmy ją już zarówno na wczesny lunch ze znajomymi, rodzinny obiad, czy imprezę firmową. Tym razem zdarzyła się jednak okazja do wyjścia we dwoje i relację z takiego właśnie najbardziej standardowego dla nas wyjścia, chcielibyśmy Wam przedstawić.


ONA:
Mam wrażenie, że Matii na stałe wpisało się w kulinarny krajobraz Poznania. I choć nie jest to najstarsza poznańska suszarnia, to wielokrotnie byłam świadkiem spektakularnych sporów (zarówno w Internecie jak i w tzw. realu) toczonych o to, który poznański sushi bar jest najlepszy. Najbardziej zażarta walka toczyła się pomiędzy zwolennikami nieistniejącego już sushi Sekai (na Krysiewicza), Sakany i Matii. Ja jeszcze wówczas byłam „wyznawcą” Sakany, niestety obecnie nie jestem w stanie się pod tą opinią podpisać, ponieważ dawno tego miejsca nie odwiedzałam (choć tylko tam w stałej ofercie znaleźć mogłam moje ulubione małże arktyczne).

Cokolwiek by jednak nie mówić i od której strony na problem nie spojrzeć, Matii z pewnością znajduje się w ścisłej czołówce poznańskich suszarni. Stąd każda wizyta w tym miejscu wiąże się z konkretnymi oczekiwaniami. Nie zdziwiło mnie zatem, że zaraz za progiem przywitała nas miła i uśmiechnięta Pani kelnerka. Wyjaśnię przy okazji (ponieważ spotkałam się z zarzutami, że nie każdemu odpowiada amerykański, sztuczny uśmiech), iż mam tu na myśli naturalny, szczery wyraz twarzy, który sprawia, że czujemy się mile widzianymi gośćmi, a nie natrętnymi klientami.

Z menu poza klasykami (o czym za chwilę) zdecydowaliśmy się na zupy. W moim przypadku była to udon unagi. W delikatnym, słodkawym bulionie oprócz makaronu udon znalazły się kawałki podpieczonego węgorza, omlet i grzybki shitake, które potęgowały nutę słodyczy w zupie. Wierzch posypano natomiast drobnymi, chrupiącymi płatkami, które przełamywały gładkość pozostałych składników. Całość bardzo smaczna, z pewnością doskonale sprawdzi się dla tych, którzy nie gustują w smakach pikantnych, a taka była właśnie (równie smaczna) balijska zupa Marcina. Prawdopodobnie nie byłabym sobą, gdybym się jednak do czegoś nie przyczepiła. Tym razem padło na porcję makaronu, która jak dla mnie była zdecydowanie za duża i trochę przytłaczała pozostałe składniki. Nie jest to jednak opinia znawcy tego konkretnego dania, a raczej subiektywna preferencja.

W menu Matii można znaleźć wiele ciekawostek takich jak np. sushi ze szparagami czy oliwkami. I choć nigdy nie postrzegałam siebie jako tradycjonalistki (a już szczególnie opinia ta nie sprawdza się w przypadku moich kulinarnych wyborów) to jednak pozostałam wierna najprostszym a zarazem najbardziej dla mnie ulubionym nigiri (w tym konkretnym przypadku z łososiem, rybą maślaną i kalmarem) i 2-3 składnikowym równie prostym maki (znów łosoś i tuńczyk w towarzystwie tykwy, kiszonej rzepy, ogórka czy awokado). Mając do dyspozycji te smakołyki bez żalu oddałam Marcinowi całą porcję zamówionego przez nas tatara, dlatego o nim wspominać nie będę. Samo sushi było subtelne w smaku i co wyjątkowe na skalę poznańską, miało w środku bardzo duże kawałki świeżej ryby. Rolki były przy tym tak zgrabnie zwinięte, iż nie wpływało to na wielkość poszczególnych krążków. Dało się również odczuć, że nie może tu być mowy o oszczędności na składnikach. Moją uwagę zwróciło także przywiązanie do estetyki podania, bo mimo tego, iż w niczym nie przypominało prostoty śniącego mi się po nocach sushi u Jiro Ono, zdecydowanie cieszyło oczy i pobudzało ślinianki do wzmożonej pracy.

Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu może podobać się ciężkawy wystrój restauracji, czy lokalizacja w biurowcu (co niekoniecznie sprawdza się w przypadku romantycznych randek) ale kiedy po chwili przyzwyczaimy oczy do ciemniejszego wnętrza, usiądziemy w wygodnych fotelach i dostrzeżemy kilka japońskich wizualnych smaczków, z pewnością damy się uwieść Matii na dłużej. Podsumowując, Matii polecam, o restauracji słyszałam zresztą niemal same dobre opinie, a te jednostkowe i mniej pochlebne padały wyłącznie z ust konkurencji.

Jedzenie: 4+
Obsługa: 4+
Wystrój: 4
Jakość do ceny: 4



ON:
Wnętrze Matii jak najbardziej trafia w mój gust. Jest i nowoczesne i z klimatem. Dobrze się w nim czułem kilka lat temu. Dobrze się w nim czuję i teraz. Zauważyłem natomiast, że na minus zmieniła się karta menu. Dawniej było można bowiem zakosztować wykwintnych dań kuchni ciepłej - zarówno rybnych, jak i mięsnych. Teraz ich nie dostrzegłem. Zwróciłem za to uwagę, że karta w 95% pokrywa się z menu siostrzanego Violet Sushi & Yakitori. Przyznam, że jakoś nie łapię zamysłu, w którym w odległości zaledwie 800 metrów funkcjonują dwa lokale tej samej firmy, różnie nazwane i różnie wystrojone, ale z niemalże identycznym menu. Jak dla mnie sprowadza się to do tego, że jak lubisz czerwony, to idziesz do Matii, a jak lubisz fioletowy, to wybierasz Violet ;)

A jako, że w Violet niesamowicie smakowała mi zupa balijska, to i w Matii ją zamówiłem. Razem z Anią skomponowaliśmy sobie też zestaw złożony z naszych klasyków sushi - futomaki (z łososiem, z tuńczykiem i z grillowanym łososiem), oraz nigiri  (z rybą maślaną i z kalmarem). Do tego domówiliśmy też dwie bardziej uwspółcześnione wersje sushi, których w Matii bynajmniej nie brakuje - futomaki z mixem łososia, tuńczyka i ryby maślanej oraz nigiri z opalanym łososiem. Gdy zastanawiałem się jeszcze nad domówieniem gunkana z tatarem, Pani kelnerka wspomniała o aktualnej promocji "Siekanie na żądanie", na którą to ostatecznie się zdecydowałem - zamawiając tatar z tuńczyka serwowany na lodzie.

Przed właściwym posiłkiem otrzymaliśmy miłe czekadełko w postaci  małej porcji mieszanki warzyw (kapusty, marchewki, ogórka i cebuli), która została skropiona delikatnym sosem i posypana sezamem. Dalej przyszła kolei na zupę balijską, która była zarówno idealną mieszanką - ostrego, kwaśnego i słodkiego, jak i obfitowała w bogactwo dodatków, ale o tym akurat rozpisywałem się już tutaj, więc przejdę do tatara z tuńczyka podanego z jajkiem przepiórczym i szczypiorkiem, który choć całkiem smaczny, to wypadł poniżej moich (wysokich) oczekiwań. Pierwsza rzecz, że był nazbyt mdły w smaku, mimo iż Pani kelnerka dopytywała, czy przyrządzić go bardziej na ostro, czy na łagodnie, a ja wskazałem na to pierwsze. Druga sprawa, że tatar był tak mocno ubity w formę, że nie widziałem w nim choćby kawałka tuńczyka. Raczej była to jedna zbita masa, którą próbowałem rozdzielać na mniejsze cząstki. Żeby jednak nie było - była to dobra masa (choć mogłaby być lepsza). Sushi natomiast oczekiwań nie zawiodło wcale - raz, że przyrządzone na bardzo wysokim poziomie, a dwa, że gdzie jak gdzie, ale w Matii nie oszczędzają, ani na rybie, ani na wielkości kawałków. Jedyne czego mi w sushi brakowało, to trochę wyraźniejszych smaków, ale rozumiem, że takie właśnie proste smaki zamówiliśmy. No nic, chciałoby się oczywiście zamówić w Matii cały talerz nowości - od Red Dragon, po Red Tiger, ale te frykasy kosztują 59 złotych, zatem aż trzykrotnie więcej niż nasze sprawdzone klasyki. Tyle o moich małych marzeniach, a póki co przyznaję 5+ za zupę, 4 za tatar i 4+ za sushi.

Matii uzyskało najwyższą ogólną notę z wszystkich ocenionych przez nas sushi barów. Uczciwie muszę jednak zauważyć, że samo jedzenie zostało przez nas wyżej ocenione w Sakanie i... Violet. Sztuka jaka udała się przy tym tylko tutaj to idealne wyważenie i wysoki poziom zarówno pod kątem jedzenia, obsługi, wystroju, jak i cen. Tym Matii wygrywa i za to Matii cenię.

Jedzenie: 4+
Obsługa: 4+
Wystrój: 4+
Jakość do ceny: 4


KOSZTORYS:
Zupa udon unagi z makaronem udon, węgorzem, tamago i grzybami shitake - 18 zł.
Zupa balijska z krewetkami, kurczakiem, pędami bambusa, chilli, sambalem i togarashi - 18 zł.
Tatar z tuńczyka serwowany na lodzie - 35 zł.
2 x nigiri z opalanym łososiem - 14 zł.
2 x nigiri ibodai (z rybą maślaną) - 14 zł.
2 x nikiri ika (z kalmarem) - 15 zł.
6 x grill sake (grillowany łosoś, ogórek, sałata, słodki sos, sezam, dressing) - 22 zł.
6 x sake futomaki (łosoś, ser filadelfia, sałata, ogórek, awokado) - 19 zł.
6 x tuna futomaki (tuńczyk, dressing, sałata, ogórek awokado) - 25 zł.
6 x maxi futo (łosoś, tuńczyk, ryba maślana, ser filadelfia, sałata) - 25 zł.
Czajniczek zielonej herbaty - 10 zł.
Suma: 215 zł

ŚREDNIA NASZYCH OCEN: 4.31

ADRES: Poznań, Plac Andersa 5 (budynek PFC)
INTERNET: www.matii.pl

Bookmark and Share

2 komentarze:

dezemka pisze...

Bardzo lubię Matii, chyba najbardziej ze wszystkich znanych mi sushi w Poznaniu. Mi tylko nie pasuje tam obsługa, ja właśnie za każdym razem mam wrażenie, że jestem tam niemile widzianym gościem. Z checią bym za to przeczytała opinię o Sushi Zindo, ponoć jest tam promocja jesz ile chcesz za 60zł :D Ciekawa jestem Waszej opinii czy jest to warte ceny ;)

Hime pisze...

Dzieki za zdjęcia! Akurat szukałam miejsca z porządne wyglądającym udonem, a nie tym z paczki. Nie mogę się tylko oprzeć wrażeniu, że w Matii lubią być "na bogato"... Nigiri nie smakowały pomarańczą?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...