poniedziałek, 28 września 2009

MOLLINI ristorante / ocena 3.44

Choć sami byliśmy zaskoczeni tym faktem, wybór pierwszej restauracji do opisu na blogu okazał się niebywale trudnym zadaniem. Restauracji do których chcemy się wybrać jest wiele, ale od czego zacząć!? Czy na pierwszy ogień udać się do jednej z naszych ulubionych restauracji, czy może raczej postawić na nowość, która miałaby szansę zaskoczyć i uwieść nas samych!? Zdecydowaliśmy się na drugą drogę, która tylko z pozoru ułatwiła nam dalsze rozmyślania. Ostatecznie o wyborze jednej z dwóch losowo wytypowanych restauracji zdecydował orzeł na monecie jednozłotowej. Czasami rzut monetą to najprostszy sposób na podjęcie decyzji!


ONA:
Nigdy nie byłam we Włoszech. Zawsze było mi tam nie po drodze. Nie należę też do zagorzałych fanów kuchni włoskiej. Owszem, potrafię docenić dobry makaron, pesto, oliwę z oliwek, ocet balsamiczny czy parmezan, ale na dźwięk słowa "pizza" mina mi rzednie. Dlatego też do włoskich restauracji trafiam zazwyczaj przez przypadek. Znawcy tematu twierdzą, że kiedyś się opamiętam. Kiedyś, to znaczy wtedy, kiedy zjem swoją pierwszą, prawdziwą pizzę, gdzieś pod Neapolem. Przewrotną decyzją polskiego orła, niedzielny wieczór przyszło mi spędzić we włoskiej restauracji. Z nadzieją i zapałem zapoznałam się z menu. Dania nie były specjalnie wyszukane, ale przecież nie o to chodzi. Zgodnie ze słuszną zasadą kuchni włoskiej, najprostsze dania potrafią zmienić swoje oblicze dzięki świeżym składnikom najwyższej jakości.

Zaczęło się przyjemnie. Już od progu przywitał nas sympatyczny kelner, który po przyjęciu zamówienia przyniósł ciepłe, drożdżowe bułeczki w towarzystwie masła ziołowo-czosnkowego i dwóch oliw (4 pieprze oraz o aromacie białych trufli). Pomimo dość ciekawej oferty starterów, zdecydowałam się na danie główne i deser. Ze względu na programową słabość do soli i zielonych szparagów zamówiłam tę właśnie rybę z zielonymi szparagami w sosie śmietanowo - bazyliowym podawaną z bukietem sałat i warzywami gotowanymi oraz creme brulee jako deser. Danie główne cieszyło oko, sposób podania i żywe kolory sprawiły, że na chwilę zapomniałam o tym, iż przed jedzeniem należy zrobić zdjęcie. Entuzjazm szybko opadł, smakowało najwyżej poprawnie. Wszystkie warzywa (oprócz sałaty rzecz jasna) okazały się podgotowaną mrożonką. Jeśli chodzi o rybę byłam na to przygotowana. Rozmrożona sola w delikatnej panierce, pozbawiona była wprawdzie swojego delikatnego smaku, ale muszę przyznać, że usmażona została na świeżym oleju, który nie przypominał o sobie przez następne 24 godziny. To wielki plus dla osób o delikatnych żołądkach. Gotowanym warzywom i rybie towarzyszył łagodny sos bazyliowy na bazie śmietany i pesto z supermarketu. Mimo najszczerszych chęci nic dobrego nie potrafię powiedzieć o moim deserze. Ktoś mógłby powiedzieć, że zamawiając francuski deser we włoskiej knajpie sama podpisałam na siebie wyrok. Liczyłam jednak na jego nieustalone ostatecznie pochodzenie, łudząc się, że może i Włosi "maczali w tym palce". Creme brulee wyglądał i smakował jak kogel-mogel, ten najprostszy- 2 żółtka i trzy łyżeczki cukru, robiony własnoręcznie przez każde dziecko komuny na wielkim, graniczącym z desperacją głodzie słodyczy. Mimo uroczych wspomnień, które wywołał, nie został przeze mnie zjedzony, nie byłam na wielkim głodzie.

Przymykając oko na nieudany deser i ceny w menu, które nie należą do najniższych, całość wypadła średnio. Nie każdemu też będzie odpowiadał stylizowany wystrój włoskiej knajpy. Ciepłe, przecierane ściany, ciężkie drewniane krzesła i dodatki nawiązujące stylowo do starożytnego Rzymu są dla mnie pieśnią przeszłości. I choć pewnie jeszcze tu wrócę, żeby wypróbować zupę rybną i jeden z makaronów, to nadal czekam na pojawienie się w Poznaniu włoskiej restauracji w świeższej i bardziej nowoczesnej odsłonie, takiej w której opamiętam się, jeszcze przed wizytą na włoskiej prowincji!

Jedzenie: 3
Obsługa: 4+
Wystrój: 3+
Jakość do ceny: 2+


ON:
Bardzo miła i uczynna, choć trochę zagubiona obsługa (trzy małe i bardziej zabawne, aniżeli uciążliwe pomyłki), to plus tego lokalu. Tak, jak i zresztą bogata karta menu, w której każdy znajdzie coś dla siebie – od przystawek i zup - poprzez pizze, makarony, ryby i wszelakiego rodzaju mięsiwa – aż po desery. Wystrój restauracji oceniłbym jako typowy dla przybytków serwujących kuchnie włoską. Jeżeli chodzi o jedzenie, to  jest trochę gorzej, choć trzeba przyznać, że jest bardzo estetycznie podane. Z początku, pozytywnym akcentem okazało się zaproponowane przez kelnera pieczywo, niemniej jak się okazało, zostało to uwzględnione w rachunku, co trochę nas zdziwiło. Zamówiony przeze mnie krem pomidorowy z bazylią (solidna porcja) był dobry, jednak niczym nie zaskakiwał. Jeszcze mniej zaskakiwała pierś z kurczaka zapiekana pod serem gorgonzola (porcja niewystarczająca dla dorosłego mężczyzny). Ot, po prostu poprawnie wykonana robota. Problem w tym, że całkiem słono każą sobie płacić za wspomnianą poprawność. Podsumowując - Mollini nie rozczarowuje, ale też nie zaskakuje.

PS Wychodząc zobaczyłem ofertę lunchową - w dni powszednie do godz. 17:00 - zupa i danie główne - w cenie 25 zł. Może zatem dam się jeszcze przekonać do Mollini. Warunkiem jest jednak wspomniana cena promocyjna, gdyż do obecnych cen, jakość potraw nie dorasta.

Jedzenie: 3+
Obsługa: 4
Wystrój: 4-
Jakość do ceny: 3-


KOSZTORYS:
Panini - 8 zł.
Krem pomidorowy ze świeżą bazylią – 13 zł.
Sola z zielonymi szparagami w sosie śmietanowo-bazyliowym podawana z bukietem sałat i warzywami gotowanymi – 38 zł.
Pierś kurczaka zapiekana z serem gorgonzola podawana z warzywami grilowanymi i bukietem sałat – 34 zł.
Creme Brulee – 14 zł.
Pilsner Urquell 0,5 x 2 – 18 zł.
Suma: 125 zł.

ŚREDNIA NASZYCH OCEN
: 3.44

ADRES
: Poznań, ul. Święty Marcin 34
INTERNET: www.mollini.pl

Bookmark and Share

piątek, 25 września 2009

Zaczynamy

Jesteśmy parą sybarytów z radością i otwartością korzystających z rozkoszy stołu. Zainteresowanie ciekawym jedzeniem i dobrymi alkoholami, to jedna z płaszczyzn, która łączy nasze odmienne gusta. Mamy nadzieję, że dzięki różnicy naszych osobowości, mającej przełożenie na nasze wybory kulinarne, napisane przez nas recenzje będą ciekawsze, obiektywniejsze, a w konsekwencji bardziej przydatne dla osób, które zechcą podążać naszym restauracyjnym szlakiem.

Blog powstał z chęci werbalizacji i wizualizacji naszych przeżyć w poznańskich restauracjach. Jest także wyrazem uwielbienia do dobrego jedzenia i wina oraz sympatii do samego Poznania. Uczucie to wsparte jest z jednej strony przez chęć skatalogowania własnych kulinarnych doznań, a z drugiej przez chęć podzielenia się wiedzą z innymi miłośnikami dobrej kuchni. Nie jest jednak naszym celem wytykanie błędów, czy zniechęcanie czytelników do odwiedzania którejkolwiek z restauracji.

Zakładamy przy tym, że nasze wizyty w wybranych restauracjach nie będą jednorazowe. Istniejące recenzje będziemy uzupełniać o kolejne aktualizacje, dzięki którym stworzona przez nas kulinarna mapa Poznania będzie jeszcze pełniejsza. Zapraszamy!

PS Cztery z pięciu zdjęć, które możecie zobaczyć w naszym logo zamieściliśmy dzięki uprzejmości Trine Lai - autorki bloga Very Good Food.

Bookmark and Share
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...