Wybór restauracji opisanej w dzisiejszej recenzji był dziełem przypadku. W pierwszej kolejności odwiedziliśmy Fashion Cafe, która jak się okazało na miejscu, zmieniła właściciela i nie oferuje już jedzenia. Dlatego też poszliśmy do wędzarni ryb Bornholm. Tam spotkała nas równie przykra niespodzianka – Bornholm został definitywnie zamknięty (mieliśmy trochę pretensji do siebie, że nie zawitaliśmy tam wcześniej). W ten oto sposób, wracając w okolice Starego Rynku trafiliśmy na knajpę żydowską Cymes.
ONA:
Restauracja Cymes gości na ulicy Woźnej na tyle długo, że na dobre wpisała mi się w pejzaż tej części Poznania. Przyznam, że już kilka razy stałam przed jej drzwiami, poznając żydowskie specjały. Za każdym jednak razem odchodziłam stamtąd z myślą, że na pewno tu wrócę, wcześniej jednak chcę bardziej szczegółowo zapoznać się z zasadami kaszrutu oraz daniami kuchni żydowskiej, tak żeby swobodnie poruszać się po menu. Owszem czulent, gęsi pipek czy cymes brzmiały znajomo, nie byłam jednak do końca zaznajomiona ze sposobem ich przygotowania. I choć normalnie nie jest to do niczego potrzebne, moja lekko neurotyczna natura domaga się takiej wiedzy przed zjedzeniem posiłku. Jak to często bywa (szczególnie w moim przypadku) ambitne plany „wzięły w łeb” lub jak z przymrużeniem oka zwykł mawiać jeden z moich ulubionych profesorów „sprawa się rypła”. Do Cymesu ostatecznie trafiłam mając mgliste pojęcie o koszernych potrawach i zasadach ich przygotowania.
Od dłuższego czasu docierały do mnie sygnały, że Cymes nie cieszy się dobrą opinią. Usłyszałam całkiem sporo poważnych zarzutów dotyczących jedzenia i chyba przede wszystkim obsługi. Do środka wchodziłam zatem trochę niepewnie, choć z dziarską miną, przygotowana na każdą okoliczność. Pierwsze wrażenie było całkiem przyjemne. Wnętrze, miało może niewiele wspólnego z designerskim rajem, ale było ciepłe i przytulne. I choć przeładowane niezliczoną ilością dodatków (menory, świeczniki, lampy, lampeczki, mosiężne garnki, porcelana, obrazy, butelki z winem, lustra) miałam wrażenie, że wszystko jest tu na swoim miejscu. Wystrój nie przedstawiał zbieraniny mebli i bibelotów z targów staroci. Klimat tworzył również umieszczony pod sufitem fryz nawiązujący motywem do tradycji żydowskiej. Jedynym elementem, który zdecydowanie mi się nie podobał, była współczesna, niezbyt estetyczna podłoga z kolorowych płytek. Miłe wnętrze nie zwiodło jednak mojej czujności. Czekałam na spotkanie z obsługą. Podeszła do nas uśmiechnięta Pani, z którą dość długo rozmawiałam o daniach zaproponowanych w menu. Chciałam coś żydowskiego, ale na skutek rozciągniętej w czasie konwersacji trochę straciłam wątek i zamówiłam coś co nie odbiega od moich zwyczajowych standardów - zupę rybną i pieczonego łososia. Ostatecznie jednak otarłam się trochę o kaszrut, ponieważ wszystko co pływa w wodzie i ma przy tym łuski i płetwy jest koszerne. Zgodnie z opisem w menu zupa miała być przygotowana z czterech gatunków ryb. Ciężko odnieść mi się do prawdziwości tego stwierdzenia, ponieważ w delikatnym rosole (zupa miała być pikantna) pływały tylko lekko twardawe kluseczki i konserwowy groszek. Łosoś miał być marynowany w winie i ziołach, jednak i tego nie mogę potwierdzić, ponieważ na tle tych nie marynowanych, nie wyróżniał się niczym szczególnym, a ze wspomnianych ziół dostrzegłam tylko koperek. Do tego zamówiłam porcję szpinaku (z mrożonki) z czosnkiem i porcję pieczywa (3 kromki suchego, białego chleba). Jedzenie w ogólnej ocenie było dość smaczne (zaznaczyć przy tym muszę, że byłam już strasznie głodna) choć naprawdę nie zapisało się w mojej pamięci niczym wyjątkowym i tak też było podane (dekoracje z pomidorów i sałaty niczym w pierwszej lepszej stołówce). Jedzeniu towarzyszył kieliszek białego, izraelskiego wina, którego delikatny, śliwkowy posmak błyskawicznie znikał w ustach. Na koniec chciałam zamówić jeszcze jakiś tradycyjny deser - w tym wypadku całkowicie zdałam się na Panią kelnerkę. Po chwili na naszym stole zawitała pascha. Być może ktoś z Was wyprowadzi mnie z błędu, ale wydaje mi się, że o ile Pascha jest żydowskim świętem, o tyle w tradycji kulinarnej ma konotacje rosyjsko – ukraińskie. Za to daję mały minus (sama nie wiem czy należy się on Pani kelnerce, czy osobie, która pracowała nad menu). Twarożek z żółtkiem, mlekiem, cukrem i bakaliami był może smaczny, ale nie do końca zaspokoił mój zwyczajowy, poobiedni głód słodyczy (raziły mnie też trochę esy floresy z syntetycznych sosów).
Podsumowując, do Cymesu szłam z lekko negatywnym nastawieniem i naprawdę z uwagą śledziłam wszystko do czego mogę się przyczepić. I sama nie wiem czy akurat miałam szczęście i trafiłam na wyjątkowo dobry dzień, nową kelnerkę i wypoczętego kucharza, który przygotował w miarę dobre jedzenie (na zdecydowany plus muszę jeszcze policzyć, że Cymes jest jedną z niewielu restauracji, w której podano mi sztućce do ryby). Z drugiej strony może właściciel restauracji bacznie śledzi krytyczne uwagi o swojej restauracji i stara się na nie reagować. Sama nie wiem, ja byłam w miarę zadowolona i pomyślałam, że może czasem warto dać wcześniej skrytykowanym restauracjom drugą szansę…
Jedzenie: 3+
Obsługa: 4
Wystrój: 4
Jakość do ceny: 3+
ON:
Nigdy nie miałem okazji, aby spróbować żydowskich potraw. Tym bardziej, ciekawy byłem restauracji Cymes. Niby jest usytuowana w sercu Starego Miasta, a nie udało mi się do niej wcześniej trafić. I tu pewna niekonsekwencja - jak dłużej pomyślę, to wychodzi, że omijałem Cymes - gdyż kuchnia żydowska niekoniecznie kojarzyła mi się z czymś nad wyraz smacznym. W końcu jednak tam dotarłem, a fakt, że miało to miejsce w mroźne i śnieżne popołudnie - sprawił, że jeszcze bardziej doceniłem ciepło i przytulność wnętrza. Może jest trochę za dużo dekoracyjnych drobiazgów, jak na tak niewielką przestrzeń, a kafelkowa podłoga nie pasuje do całości, niemniej ja czułem się tam bardzo dobrze, a drewniane, odrestaurowane i wypolerowane meble nie dość, że cieszą oko, to jeszcze są naprawdę wygodne.
Podane nam przez sympatyczną kelnerkę menu, oprócz wielu potraw, zawierało także prawdy o żydowskiej kuchni, żydowskich zwyczajach i świętach. Długo przeglądałem wspomniane menu pod kątem wyboru stricte żydowskich potraw, jednak nic nie poradzę, że ostatecznie zamówiłem zupę czosnkową, stek węgierski oraz paschę. Mamy zatem kuchnie czeską, węgierską i rosyjską. Trudno - po prostu te dania bardziej do mnie przemawiały. Szybko podana - solidna porcja, ciepłej smakowitej zupy czosnkowej z wędzonką i jajkiem zaspokoiła mój pierwszy głód oraz rozgrzała mnie jak należy w mroźne popołudnie. Dalej był jeszcze bardziej smakowity stek węgierski z boczkiem wędzonym i odrobiną sosu czosnkowego, który podano z pieczonymi ziemniakami i surówką. Sam stek był bardzo cienki, dobrze wysmażony i chudy. Może i większość rasowych amatorów steków oburzyłaby się na jego widok, niemniej choć prawdziwym stekiem to pewnie nie było, to jako mięso bardzo mi smakowało. Na koniec zdecydowaliśmy się w dwójkę na paschę, a więc deser z twarożku i bakalii (rodzynek, migdałów, orzechów i skórki pomarańczowej), który został podlany malinowym i czekoladowym sosem. Osobiście wolę bardziej tradycyjne desery, ale i ten był ciekawym doświadczeniem. Koniec końców - za zupę przyznaję 4, za danie główne 4+, a za deser 3+. Wspomnieć też muszę o ciekawym i dość oryginalnym w smaku winie izraelskim - Monfort Carignan, które towarzyszyło mi przy posiłku. W kwestii oferowanych w Cymesie win, zaciekawił mnie także fakt, dlaczego winem domu jest trunek z Hiszpanii. Zagadka została rozwiązana pod koniec wizyty, gdy kelnerka wyjawiła nam w rozmowie, że knajpa Cymes i pobliski tapas bar La Rambla należą do jednego właściciela.
Reasumując będę niestety równie niekonsekwentny, jak we wstępie. Z jednej strony cieszę się bowiem, że Cymes nie zamyka się na kuchnię stricte żydowską, a z drugiej strony wciąż jestem ciekaw żydowskich potraw. Następnym razem obiecuję sobie zatem solennie, aby spróbować tego co żydowskie - mimo, że nazwy w menu nie brzmią tak zachęcająco, jak w przypadku potraw rodem z Europy.
Jedzenie: 4
Obsługa: 4
Wystrój: 4+
Jakość do ceny: 4-
KOSZTORYS:
Zupa rybna z 4 gatunków ryb słodkowodnych, z lanymi kluseczkami - 14 zł.
Zupa czosnkowa z wędzonką i jajkiem - 10 zł.
Łosoś z grilla marynowany w białym winie i ziołach - 28 zł.
Szpinak z czosnkiem - 5 zł.
Stek węgierski przełożony boczkiem wędzonym z pieczonym ziemniakiem i surówką - 28 zł.
Pascha - 12 zł.
Monfort Semillon 0,15 - 9 zł.
Monfort Carignan 0,15 - 9 zł.
Suma: 115 zł.
ŚREDNIA NASZYCH OCEN: 3.91
ADRES: Poznań, ul. Woźna 2/3
INTERNET: www.cymespoznan.pl