wtorek, 6 października 2009

CACTUS FACTORIA restaurante & cafe / ocena 3.75

W niedzielę głód dopadł nas wyjątkowo w okolicach 22:00. Nie zniechęceni późną porą wyruszyliśmy na poszukiwanie miejsca, gdzie nas nakarmią. Nie było jednak łatwo. W ten dzień większość restauracji zamyka swe podwoje właśnie pomiędzy 22:00 a 23:00. W końcu jednak trafiliśmy do Cactus Factorii, która otwarta była do ostatniego klienta.

PS Opis drugiej wizyty znajdziecie tutaj.



ONA:
W niedzielę wieczorem każda knajpa wydaję się trochę senna. Zmęczona po pracowitym weekendzie obsługa czeka na koniec pracy. W sumie wcale się temu nie dziwię. I choć do Cactus Factorii trafiliśmy właśnie w taki senny, niedzielny wieczór, prawdopodobnie z miejsca zyskując status upierdliwego klienta, obsłużeni zostaliśmy bardzo przyjaźnie.

Eklektyczne wnętrze przywołuje wiele skojarzeń. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że osoba, która wykonała projekt wnętrza zaczytywała się wówczas w Stendhalu (dominujące barwy: czerwone i czarne). Niektóre dekoracje wydają się być swobodną adaptacją motywów secesyjnych (podświetlane elementy w narożnikach przejść, nawiązujące formą do witraży, czy pojawiające się wszędzie motywy roślinne ). Równie dobrze kwiatowe dekoracje mogą odwoływać się do stylistyki tapet z lat 60. Kolorystyka wnętrza oraz ściany obite grubym, czerwonym pluszem z powodzeniem oddają także buduarowy klimat paryskiego kabaretu we współczesnej odsłonie. Ten stylowy przepych zadomowił się na trzech piętrach kamienicy, przy czym ostatnie piętro zaadaptowane zostało na potrzeby przestrzeni klubowej.

Ze względu na późną porę zdecydowałam się na lekki posiłek: zupa + sałatka. Krem ze świeżych pomidorów wzbogacony delikatną pikanterią musu z gorgonzoli był naprawdę udany. Brakowało mi tylko ostatniego szlifu w postaci bardziej efektownego sposobu podania. Brak ten nadrobiła wybrana przeze mnie sałatka, która składała się z pokrojonego w kostkę awokado, pomidorków koktajlowych i wędzonego łososia z sosem vinaigrette i cząstkami limonki. Podana została w wydrążonych połówkach awokado i udekorowana sporą porcją kiełków lucerny. Choć sałatka niczym nie zaskakiwała, była smaczna. Na minus muszę policzyć fakt , z którym już dawno nie spotkałam się w żadnej restauracji - do sałatki nie podano pieczywa. Owszem, do wszystkich dań można było domówić bułki lub tortille, niemniej w przypadku sałatek bezpłatną, niewielką porcję pieczywa uważałam dotychczas za standard.

Choć „bogate” wnętrze Cactus Factorii ma zapewne tyle samo zwolenników co przeciwników, to warto tu zajrzeć chociażby dla jedzenia, które jest na przyzwoitym poziomie (meksykańska i hiszpańska kuchnia fusion). Atutem jest również duża powierzchnia lokalu, dzięki czemu udaje się znaleźć tu miejsce dla kilku osób nawet w sobotni wieczór.

Jedzenie: 4-
Obsługa: 3+
Wystrój: 4
Jakość do ceny: 4-



ON:
Cactus Factorię mijałem wielokrotnie podczas przemierzania poznańskiej starówki, jednak jakoś nigdy nie wszedłem do środka. Myślałem przy tym, że ten niepozorny lokal, to mała knajpka, a nie trzypiętrowa restauracjo-kawiarnia z własną salą klubową. Co do wystroju wnętrza, to jest on  nowoczesny i utrzymany w odcieniach czerwieni. Po przejrzeniu bogatego menu, zdecydowałem się na Azteca tomate, czyli bardzo dobrą i bardzo pikantną zupę  pomidorową z kurczakiem, serem i nachos. Choć mieszanka tych składników może wydawać się zbyt oryginalna,  to zapewniam, że jest bardzo pyszna i polecam ją wszystkim  miłośnikom pikantnej kuchni, do których sam należę. Warto przy tym zwrócić uwagę na fakt, że średnia porcja zupy (do wyboru jest również duża)  w zupełności wystarcza dorosłemu mężczyźnie. Na drugie danie wybrałem schab diabelski - zapiekany z papryką i kukurydzą od wewnątrz, a polany sosem z zielonego pieprzu od zewnątrz. W zestawie były też ziemniaki oraz warzywa gotowane. Choć schab był bardzo dobrze wypieczonym kawałkiem wieprzowiny, to rozczarował mnie trochę nijaki sos. Myślę jednak, że to wina wybornej zupy, która podniosła znacząco poprzeczkę moich oczekiwań. Na koniec muszę wspomnieć o monstrualnych talerzach, które choć trochę niewygodne w użyciu, robią wrażenie i zapadają w pamięć.

Jedzenie: 4-
Obsługa: 4-
Wystrój: 3+
Jakość do ceny: 4



KOSZTORYS:
Krem pomidorowy (średni) – 8 zł.
Azteca tomate (średnia) - 9 zł.
Sałatka awokado – 24 zł.
Schab diabelski w sosie pieprzowym – 32 zł.
Żywiec 0,5 x 2 – 14 zł.
Suma: 87 zł.

ŚREDNIA NASZYCH OCEN: 3.75

ADRES: Poznań, ul. Ślusarska 5

Bookmark and Share

8 komentarzy:

Maciek pisze...

Ciekawy blog. Chcialem sie zapytac czy w Poznaniu jest jakas restauracja portugalska i czy ewentualnie jest szansa na jej ocene ?
pozdrowienia z Porto

Maciek

paulaso pisze...

Świetny pomysł na bloga!
Życzę wytrwałości w kulinarnych poszukiwaniach:)
I ja czasem skrobnę coś na moim blogu o poznańskich "miejscach ze smakiem" :)
zapraszam.
P.

Zjeść Poznań pisze...

Maciek: Póki co, jeśli Poznaniak chce posmakować kuchni portugalskiej musi udać się do Portugalii ;) Będziemy jednak czujni i jeśli coś się pojawi, to z przyjemnością opiszemy. Pozdrawiamy :)

Paulaso: Dzięki za miłe słowa. Z pewnością będziemy do Ciebie zaglądać i porównywać doświadczenia. Pozdrawiamy serdecznie :)

Anonimowy pisze...

Następnym razem polecam Autorom żur. Jeden z najlepszych jakie miałem okazję jeść w restauracji. Wielki talerz spokojnie zaspokoi głód sporego chłopa. Wiem co mówię. Na mały minus obsługa, bardzo nierówna. Czasem nadskakuje aż za bardzo, czasem nie można się doczekać. Generalnie niezła knajpa. Aha, wybierzcie się kiedyś do Paparazzi w King Cross. Wiem, że lokalizacja nie zachęca, ale ja byłem mile zaskoczony (2 na 3 wizyty). Świetne medaliony wieprzowe w sosie pomidorowym, świetny krem Nerusco (chyba tak to brzmiało), choć za trzecim razem w/w krem był zdecydowanie gorszy. Pozdrawiam

Zjeść Poznań pisze...

Dzięki za sugestię w kwestii żuru, z pewnością skorzystamy przy najbliższej okazji. Co do porcji w Cactus Factoria, to rzeczywiście były słusznych rozmiarów i chyba faktycznie nikt stamtąd głodny nie wyjdzie. Natomiast jeśli chodzi o Paparazzi, to nasza recenzja o tej restauracji ukazała się całkiem niedawno (14.12.2009) Pozdrawiamy serdecznie!

Anik pisze...

My z kolei wybraliśmy się wczoraj do Cactus Factorii i nasze doświadczenia z ichniejszą kuchnią nie były tak dobre. Byłam tam pierwszy raz i nastawiona pozytywnie na nowości. Wystrój ciekawy, raczej klubowy. Obrusik na naszym stole był przypalony papierosem. Wszystko , na co padało światło było oblepione tłustymi odciskami palców, więc chyba nie przywiązują wagi to wycierania czy polerowania. Dania- jak to mój mąż stwierdził - "podane w białych korytach" nie zachwyciły nas zbytnio, a odczucie w żołądku porównuję do wizyt w Sphinxie. Zamówiłam polędwicę w sosie kurkowym- koło kurek to może i leżało. Sos był ciemny, przeraźliwie słony , w którym pływała może jedna rozgnieciona kurka. Polędwica- dosyć spory kawał mięsa, ale niestety zbity i gumiasty. Obok leżały walcowate ziemniaczki polane nie wiadomo dlaczego chińskim sosem sambal. Jedyne co było dobre to warzywka na parze. Męża danie to również gruby kawał kurczaka z frytkami i przypaloną papryką.Wszystko takie sobie za taką cenę. Nie wrócimy tam z pewnością.

Anonimowy pisze...

Po majowych wakacjach w Hiszpanii zatęskniłam za paellą z owocami morza. Pokładałam nadzieję, że jeśli ktoś prowadzi hiszpańską knajpę to się na tym zna, niestety taką samą paellę umiem sama przygotować z mrożonki.
Polecam za to szaszłyk serowy był wyśmienity i świetnie podany
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Cactus Factoria - luty 2011-
Witam, niestety...straszny zawód restauracją. Na początku zapowidało się dobrze. Wystrój ciekawy, czysto, muzyka przyjemna, miła obsługa - na początku...;-) Jednak ciąg dalszy to czekanie na zamówienie dla 6 osób 80 minut !!!!!!!!!! W tym były dania dnia - które również zostały podane dopiero po 80 minutach...Dopiero gdy po ponad godzinie zapytalismy co się dzieje z naszym zamówieniem, obsługa była łaskawa wyjaśnić tą sytuację dużą lością zamówień...Na nasze oko restauracja była zapełniona maksymalnie w połowie...Jakość jedzenia średnia - ziemniaki twarde, bardzo małe porcje kurczaka w daniu dnia, tak zwany czerwony ryż to poprostu najzwyklejszy biały ryż maczany w koncentracie pomidorowym....gdy obsługa usłyszała nasze uwagi co do czasu oczekiwania, nie była już taka miła jak na początku (nie było z naszej strony ani wulgaryzmów, ani żadnego innego nieodpowiedniego zachowania)...Zdecydowanie nie polecamy.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...