poniedziałek, 11 stycznia 2010

HANAMI SUSHI - lunch / ocena 4.44

Jakiś czas temu na ulicy Wrocławskiej naszą uwagę zwróciły dwa nowe lokale. Francuską restaurację L'Heroine odwiedziliśmy w listopadzie. Teraz przyszła kolej na sushi bar Hanami.


ONA:
Mam to szczęście, że w pobliżu mojego domu rodzinnego rośnie stary, wiśniowy sad. W związku z tym, to właśnie wiśniowy sad był miejscem moich zabaw w okresie dzieciństwa, a obserwacje delikatnych płatków kwitnących wiśni - wiosenną codziennością. O ich urodzie mogłabym pisać całkiem sporo, jednak jedyne co bym osiągnęła to Mount Everest kiczowatego sentymentalizmu, wpędzając tym samym w kompleksy niejednego scenarzystę telenoweli brazylijskich... Na pewno też, ani odrobinę nie otarłabym się o doskonałość japońskiej tradycji Hanami. Bo Hanami to właśnie zwyczaj oglądania i podziwiania urody kwiatów (szczególnie kwitnących wiśni). Tę wdzięczną nazwę wykorzystał także jeden z nowo powstałych poznańskich sushi barów.

Wnętrze lokalu wpisuje się w panujący w stolicy wielkopolski „suszarski” trend - oszczędny styl przełamany kilkoma bardziej wyrazistymi akcentami. Bar o falistej linii, zwisające nad nim intensywnie czerwone (po rozświetleniu wpadające w pomarańcz), okrągłe lampy i prostokąty delikatnego, półprzezroczystego płótna ukośnie zawieszone nad stolikami. Po przekroczeniu progu lokalu bardzo szybko powitała nas młoda kelnerka, która na początku przeprowadziła z nami wyjątkowo szczegółowy wywiad dlaczego i jakim celu chcemy zrobić zdjęcia restauracji. Być może bała się sama podjąć decyzję w tej sprawie. Ostatecznie jednak okazała się być wyjątkowo sympatyczną i chętną do rozmowy na temat restauracji osobą. Z racji tego, że chodziło nam raczej o szybki obiad, a nie sarmacką ucztę zamówiliśmy zestawy lunchowe. Zestawy były urozmaicone. Mój zawierał 6 kawałków maki z krewetką, nigiri z krewetką (które wymieniłam z moim towarzyszem na nigiri z łososiem), dwie sałatki, ryż w sosie teryiaki i zupę miso. Pierwszy plus dałabym za ładne podanie. Kawałki maki były zgrabne, równe i starannie poukładane. Nie były to jakieś wyszukane kompozycje, ale zdecydowanie mogę powiedzieć, że na moich talerzach panował miły dla oka porządek. Co do smaku sushi, osobiście nie mam zastrzeżeń, wszystko było bardzo dobre. Tak samo zupa miso, w której pływała wyjątkowo dorodna krewetka. Do tego podano słodkawy ryż – smaczny, warzywa smażone w sosie teryiaki - również apetyczne, choć trochę mało oryginalne i sałatkę z kapusty pekińskiej i marchewki, suto zaprawionej świeżym imbirem – smak ciekawy, choć nie byłam w stanie zmęczyć całej porcji (co było prawdopodobnie również efektem przejedzenia). Jeżeli miałabym być jednak trochę czepialska, to mogłabym również sformułować kilka krytycznych uwag. Pierwsza dotyczyłaby sera tofu pływającego w mojej zupie miso. Miałam wrażenie, że do zupy dodano tofu sałatkowego. Nie jestem w tej dziedzinie specjalistką, ale przyzwyczajona jestem do rozróżniania aksamitnego, gładkiego i bardzo delikatnego tofu stosowanego do zup i tego twardszego, o gąbczastej strukturze, które zwyczajowo dodaje się do sałatek. Dalej, ryż do sushi, który był nazbyt schłodzony. Wydawało mi się, że standardowo powinien być utrzymany w temperaturze pokojowej, a ten w Hanami był prawdopodobnie przechowywany w lodówce. Chcę przy tym wyraźnie zaznaczyć, że zestaw ten był przygotowany na świeżo. Jakiś czas temu, korzystając z oferty lunchowej w jednej z popularniejszych restauracji sushi w Poznaniu, dostałam zestaw, który został przygotowany rano i od rana przetrzymany w całości w lodówce. Tutaj taka fuszerka z pewnością nie miała miejsca. I ostatnia rzecz za którą dałabym mały minus to herbata ekspresowa. Przyznam szczerze, że nie czułam specjalnej różnicy w smaku, niemniej zwykło się mówić, że dobra herbata to przede wszystkim ta „sypana”, liściasta. Dlatego wspominam o tym wyłącznie z myślą o wyjątkowych smakoszach tego napoju.

Podsumowując, sushi bar Hanami bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Wnętrze może nie należy do wyjątkowych, ale obsługa jest na poziomie, a jedzenie naprawdę dobre. Właścicielom i obsłudze życzę zatem powodzenia w dalszym budowaniu pozycji na zatłoczonym, poznańskim rynku „suszarskim”. A te kilka rzeczy, które skrytykowałam to tak raczej z obowiązku. Niemniej w moich oczach ostateczną próbą dla Hanami będzie nasza ponowna wizyta, tym razem połączona z zamówieniem jedzenia z menu głównego.

Jedzenie: 4+
Obsługa: 4+
Wystrój: 4
Jakość do ceny: 5-


ON:
Hanami jest kolejnym z nowo powstałych sushi barów w Poznaniu. Ciekawy byłem zatem, jaką nową jakość sobą wnosi. Jeżeli ktoś często mija witrynę lokalu, to bez trudu zauważy, że codziennie oferują tam ciekawe promocje. I tak - gratis do zestawu sushi otrzymamy w zależności od dnia - kieliszek wina, japoński drink, herbatę lub małą zupę. Nas jednak skusiło coś innego - równie ciekawie zapowiadająca się i stosunkowo niedroga oferta lunchowa.

W Hanami możemy zasiąść przy wysokim barze, przy stoliku w dwóch dość przestronnych salach lub w kameralnym vip roomie. Całość jak najbardziej może się podobać, niemniej wnętrze wydało mi się dość chłodne z powodu czarnej (kafelkowej) podłogi oraz dość niefortunnie zastosowanej okleiny okiennej. Po wejściu do środka skupiłem jednak swoją uwagę na obsłudze. Spotkało mnie bowiem déjà vu, do którego powoli zaczynam się przyzwyczajać w kontekście poznańskiego rynku sushi. Tak, bowiem, jak za barem Kuro stał sushi master znany mi wcześniej z Sakany, tak w Hanami rozpoznałem sushi mastera i kelnerkę z Kyokai. Mały jest ten nasz świat, jednak jak najbardziej kibicuję przedsięwzięciu, jeżeli pracownik uważa, że może poprowadzić lokal lepiej od swojego pracodawcy, zdobywa fundusze na realizacje swoich pomysłów i podejmuje wyzwanie. Z trzech oferowanych (przez cały dzień) zestawów lunchowych zdecydowałem się na Sake Lunch, na który składały się - zupa miso z łososiem, 6 szt. maki z łososiem, 1 szt. nigiri z łososiem, miseczka gotowanego ryżu, talerzyk warzyw smażonych w teriyaki oraz talerzyk sałatki z sosem imbirowym. Cały zestaw wyglądał dość imponująco. Efekt ten potęgowała spora drewniana taca, na której podano zestaw do stołu. Całość była przy tym bardzo, ale to bardzo smaczna. Może najmniej warte uwagi były za mało wyraziste warzywa i niezbyt oryginalna sałatka, niemniej z nawiązką rekompensowały to - bardzo dobra zupa, wprost wyborne sushi i ciekawie zaprawiony ryż na słodko. Może ktoś (tak jak ja z początku) pomyśli, że trochę mało tego sushi w tym zestawie. Warto jednak przeliczyć sobie wszystko dokładnie. Zapewniam, że okaże się wówczas, że za 33 zł nie znajdziemy nigdzie więcej - ba, znajdziemy znacznie mniej. Szczerze zatem polecam zestawy lunchowe w Hanami. W kwestii obsługi też same superlatywy - co prawda sympatyczna, pomocna i uczynna Pani kelnerka dość szczegółowo nas maglowała, nim uzyskaliśmy finalną zgodę na fotografowanie - niemniej dalsza obsługa była już bez zarzutu.

Sushi master z Hanami był pierwszym człowiekiem z branży, który podczas naszej wizyty rozpoznał nas i przyznał, że czyta nasz blog. Z obawą w głosie stwierdził też, że jesteśmy dosyć surowi w naszych ocenach. Po pierwsze, nie uważam, że jesteśmy tacy surowi. Po drugie, oferując takie sushi, za tak rozsądną cenę - master/współwłaściciel nie powinien się niczego obawiać :)

Jedzenie: 4+
Obsługa: 4+
Wystrój: 4
Jakość do ceny: 5-


POST SCRIPTUM:
W styczniu i maju byliśmy w Hanami na jednych z bardziej udanych lunchów. W październiku wróciliśmy tam (już bez aparatu) na coś więcej i spotkało nas niemałe rozczarowanie. Poprawiono co prawda wystrój, ale zarówno smak, jak i sposób podania sushi odbiegał od tego z czym dotychczas kojarzył nam się lokal. Fakty te w zestawieniu z nowymi twarzami sushi masterów i kelnerek, skłaniają nas do rozważań, czy zmienił się tam właściciel, czy może to nowa polityka opłacalności przy intensywnej promocji poprzez zakupy grupowe? Tak, czy inaczej - wielka szkoda!

KOSZTORYS:
Ebi Lunch (gotowany ryż, zupa miso z krewetką, warzywa smażone w teriyaki, sałatka z sosem imbirowym, 6 szt. maki z krewetką, 1 szt. nigiri z krewetką) - 33 zł.
Sake Lunch (gotowany ryż, zupa miso z łososiem, warzywa smażone w teriyaki, sałatka z sosem imbirowym, 6 szt. maki z łososiem, 1 szt. nigiri z łososiem) - 33 zł.
Dzbanek zielonej herbaty - 7 zł
Suma: 73 zł.

ŚREDNIA NASZYCH OCEN: 4.44

ADRES: Poznań, ul. Wrocławska 21

Bookmark and Share

23 komentarze:

SrebrnaAkacja pisze...

Hmmm, nie wiem, czy już się nad tym zastanawialiście, ale obecnie wszystkie restauracje zamiast oceny 3 dostają 4 :) Więc może jednak ta skala 10-punktowa? ;)
Pozdrawiam!
Ola

Zjeść Poznań pisze...

Cześć Ola :) Póki co, zostajemy przy skali 6-stopniowej, bowiem wydaje się nam bardziej intuicyjna poprzez odniesienie do ocen szkolnych. Rzeczywiście większość naszych ocen oscyluje wokół 4, niemniej wynika to z tego, że podświadomie wybieramy dobre restauracje. Bez problemu moglibyśmy ruszyć do lokalu, który dostałby od nas 2, ale przede wszystkim chcemy dobrze zjeść i szukamy lokalu, który da nam na to choćby cień szansy. Nie możemy się również zgodzić z opinią, że restauracje zamiast oceny 3 dostają obecnie 4, bowiem grudniowa zmiana skali ocen, dotyczyła jedynie wprowadzenia oceny 6. Pozdrawiamy serdecznie!

Wesołe jest życie staruszka pisze...

Głosik od Poznania dla Poznania. Pozdrawiam i powodzenia życzę. Zapraszam też do siebie :)

Zjeść Poznań pisze...

W ramach poznańskiej solidarności odwdzięczyliśmy się tym samym. Pozdrawiamy serdecznie i również życzymy powodzenia :)

Harry pisze...

Inicjatywa zacna i nie przeczę, że też o takiej myślałem (może bardziej globalnie) ale jak to czasem bywa na tym na razie się kończy. Mam jedną uwagę skoro jesteście rozpoznawalni i oficjalnie robicie zdjęcie to niestety wasze opinie tracą na wiarygodności a właściwie nie tyle opinie co trudno uwierzyć abyście byli potraktowani jak zwykły kowalski. Jednym z moich ulubionych filmów jest "Skrzydełko czy nóżka" może dlatego uważam że degustacja powinna odbywać się incognito.

Bobe Majse pisze...

Ten blog postrzegam jako bardzo użyteczny, gdyż... Poznań to rodzinne strony mojego męża :) W ogóle lubimy odwiedzać nowe lokale i jadać na mieście. Może ktoś zrobi podobny blog o Krakowie? Pozdrawiam, Ola - Bobe Majse

Zjeść Poznań pisze...

Harry, kwestię anonimowości w restauracjach przedyskutowaliśmy dość intensywnie. I doszliśmy do wniosku, że z pewnością nie mamy takiej siły oddziaływania jak inspektorzy Michelin ;), nie mamy też takich ambicji. Nasze recenzje są tylko pewnymi propozycjami oraz katalogiem naszych osobistych doświadczeń, z którymi ktoś może się zgodzić lub nie. Chcielibyśmy natomiast dać możliwość zapoznania się z wnętrzem, czy wyglądem podanych potraw. Na widok aparatu, nikt przecież restauracji nie przemebluje, kucharza nie nauczy genialnie gotować, czy też nie pobiegnie do sklepu po najświeższe składniki. Jedynym polem do popisu jest obsługa. Jednak również w tym wypadku nikt w ciągu 3 minut nie wbije kelnerowi/kelnerce do głowy wiedzy o potrawach, czy winach. Jednocześnie zachęcamy Cię do pisania swojego bloga o restauracjach, gdyż zawsze bardzo ciekawią nas opinie innych w tej kwestii. A co do filmu z Louis de Funes, to sami go bardzo cenimy. Jeśli lubisz przygody krytyków kulinarnych, szczególnie tych incognito, polecamy książkę Ruth Reichel, która pracowała jako krytyk kulinarny dla New York Timesa -„Czosnek i szafiry czyli sekretne życie krytyka w przebraniu”. Choć dostępne wydanie i tłumaczenie są koszmarne, sama książka bardzo ciekawa. Pozdrawiamy

Ola, bardzo cieszymy się, jeśli blog się czasem komuś przyda :) Mamy nadzieję, że i Wam czasem pomoże przy wyborze restauracji. A co do Krakowa…sami chętnie byśmy na taki blog zaglądali. Pozdrawiamy serdecznie Ciebie i Twojego „poznańskiego” męża :)

Harry pisze...

Masz rację to jest dylemat nad którym sam się głowiłem, anonimowość czy zdjęcia, obu tych rzeczy nie da się powiązać. Można co prawda chodzić 2 razy ale to już nie to :)
Nie wykluczam, że podążę waszymi śladami i sprawdzę czy opinie się zgadzają z szarą rzeczywistością :D
Pozdrawiam i do zobaczenia na kulinarnym szlaku Qbexus
(blogspot wyciągną mi jakiegos beznadziejnego nicka z odmętów historii

Unknown pisze...

Jestem fanem kuchni japońskiej. Ograniczę się więc do niej. I tak jak zgadzam się w większości z Waszymi uwagami co do opinii o Sakanie czy Kuro tak opinia o Hanami jest dla mnie absurdalna wręcz. Tanie w negatywnym tego słowa znaczeniu i mało wysmakowane wnętrze. Fatalne naczynia z półek makro i ryż zazwyczaj źle przygotowany. Powiem szczerze że dla mnie ten lokal może konkurować o najgorszą lokatę w poznaniu z NIGIRI. Ja rozumiem ze jest to najtańsze miejsce w poznaniu ale niestety też jedno z najgorszych. Nie boicie się że będąc na tyle opiniotwórczy ktoś kto nie zna sushi i bedzie chciał spróbować korzystając z Hanami raz na zawsze obrzydzi sobie tą doskonałą kuchnię?

Anonimowy pisze...

Z przyjemnoscią czytam Waszego bloga i staram się zaglądać na niego w miarę regularnie, czekając na kolejne odcinki Waszego kulinanego wędrowania :)W Hanami miałam okazję być kilka razy i, odnosząc się do powyższego komentarza, zawsze byłam zadowolona. Być może wystrój nie jest z gatunku "designerskich wnętrz" i nie zapiera tchu w piersiach, niemniej jednak dobrze się tam czuję, bo doceniam miejsca bez tzw. zadęcia. Dla mnie priorytetem w przypadku restauracji jest smaczne jedzenie a wyszukany wystrój może być sprawą drugorzędną. Sushi, które jadłam w Hanami było zawsze bardzo smaczne, przygotowane ze świeżych składników a porcje znaczne. Nie wiem czy Hanami jest najtańszą "suszarnią" w Poznaniu, ale ceny są na pewno przystępne i nie odbija się to na jakości. Dlatego kibicuję wszystkim sushi barom i restauracjom w Poznaniu, bo zdrowa konkurencja na naszym poznańskim podwórku może wyjść na dobre przede wszystkim nam, klientom. Życzę powodzenia w konkursie i trzymam kciuki. Pozdrawiam, Ola.

Zjeść Poznań pisze...

Heniu, zakładamy, że nasze opinie nie są arbitralne i ktoś może się z nimi zupełnie nie zgodzić (co może zaowocować np. ciekawą dyskusją w komentarzach). Pisząc recenzję Hanami zaznaczyliśmy jednak, że wybraliśmy się tam na lunch - w tym wypadku samo sushi było tylko jedną z kilku części składowych. No i niestety nie możemy się z Tobą zgodzić, bo to zaserwowane nam wcale nie było najgorsze (oprócz niewielkich wątpliwości w kwestii ryżu) i do powrotu nas nie zniechęciło. Niemniej zdajemy sobie sprawę, że miejsca w których wybraliśmy zestawy lunchowe wypadają w rankingu trochę lepiej niż pozostałe, chociażby ze względu na dość atrakcyjną cenę. Zatem ostateczną próbą dla Hanami będzie standardowy posiłek. Póki co, na jakiś czas odpoczywamy jednak od opisywania wypadów na sushi :)Pozdrawiamy.

Ola, zapraszamy jak najczęściej :) i w 100% zgadzamy się w kwestii zdrowej konkurencji. Pozdrawiamy serdecznie.

Unknown pisze...

Zgadza się. Polemika może być rozwijająca. Sushi ma ogromną tradycję. Sposób zakwaszania ryżu nie zmienił się od 13 stuleci. Jakość składników jest podstawą. To wszystko czywistości. I teraz pytanie! Jeśli ktoś narusza te dwie podstawy czy zasługuje na pochwałę? Dodatkowo Japończycy to perfekcjoniści. Jeśli ktoś oferuje ich kuchnię to czy nie powinien również dążyć do tej perfekcji? Sushi to dla wielu sztuka. Sztuka na wielu polach. Oczywiście w Japonii są bary z taśmami lub pływajacymi łódkami. Tam postrzegane są jak fast foody czy "kebabownie". Japończyk pojawią sie tam by w pospiechu coś przekąsić. Ale nawet tam dba się o zastawę. Sakana czyli według japońskich standardów bar szybkiej obsługi a zadbali o talerzyki. Sakana korzysta z ryżu krótko ziarnistego. I ma dobrej jakości składniki. W Hanami tego wszystkiego brakuje. Odniosę się jeszcze do stwierdzenia Oli co do objętości porcji. Znów według japonskich standardów to co mozna otrzymać w Poznaniu to porcje typowo lunchowe z kiepskiej budki. Zdecydowanie zbyt dużo ryzu w nigiri i za duże futomaki. W wysmakowanej i wyrafunowanej kuchni japońskiej nie chodzi o to by opychać się ryżem lecz by czuć smak ryby. U nas niestety pokutuje myślenie że ryżu powinno być dużo to jak zachwycanie się pizza na grubym spodzie bo mozna sie lepiej najeść! A wracając do Hanami. Nie wszystko co składa się z ryżu i ryby zasługuje na nazwę sushi. Gdyby hanami reklamowało sie jako bar podające dania stylizowane na sushi nie miał bym uwag!

Zjeść Poznań pisze...

Witaj Heniu. Zgadza się, tradycja i jakość składników to rzeczy niepodważalne. Niestety dotychczas nie było nam dane spróbować sushi w Japonii. Dlatego w chwili obecnej, punktem odniesienia dla naszych ocen są wyłącznie inne poznańskie sushi bary, które zapewne odbiegają poziomem od tych oryginalnych. Póki co, jesteśmy jednak z tym pogodzeni, tak samo jak z faktem, że prawdopodobnie nigdy nie spróbujemy prawdziwego wasabi, choć i o to prosiłaby i jakość i tradycja. Dziękujemy za ciekawy komentarz i pozdrawiamy serdecznie.

Anonimowy pisze...

Tutaj zakochałam się w ryżu w sosie teriyaki, bardzo smacznie, chociaż w dniu wizyty nie jedzenie było najważniejsze ;) (byłam 14 lutego :D )

Zjeść Poznań pisze...

Wpadliśmy do Hanami ponownie i zamówiliśmy identyczny co ostatnio lunch. Zarówno jedzenie, jak i ceny trzymają ten sam, dobry poziom. Poprawie uległ za to wystrój lokalu - gołe dotychczas ściany przyozdobiono japońskimi motywami, a z szyb zniknęła ciemna okleina :)

Anonimowy pisze...

Hanami to jadłodajnia. Trochę na wyrost czytam o DOBRYM poziomie!??!

Zjeść Poznań pisze...

Anonimowy, po raz kolejny pozwolimy sobie nieśmiało zaznaczyć, że nasza ocena Hanami dotyczyła wyjścia na lunch. Póki co, nie sprawdziliśmy jak prezentuje się menu główne, więc ostatecznej oceny tego lokalu jeszcze nie ma. Z całą pewnością możemy jednak potwierdzić, że zestaw lunchowy był godny polecenia, szczególnie w kontekście innego, który przyszło nam spróbować w sushi barze aspirującym do grona tych lepszych (przesuszone, lodowate sushi, które przygotowane zostało kilka lub kilkanaście godzin wcześniej). Zresztą, ze wszystkich wypróbowanych przez nas suszarni, niewątpliwym faworytem jest dla nas Sakana, jednak biorąc pod uwagę fakt, że większość nowo powstałych sushi barów w Poznaniu zatrudnia sushi masterów właśnie stamtąd (lub przeszkolonych przez kogoś stamtąd) to różnice poziomów nie są aż tak drastyczne (choć przyznajemy, że nigdy nie byliśmy w cieszącym się wątpliwą sławą Nigiri).

Anonimowy pisze...

Byłem w Hanami niedawno ponownie, wcześniej pierwszy raz w zeszłym roku. Niestety jakość potraw i obsługi znacznie się pogorszyła, na podanie sushi dla 2 osób czekaliśmy prawie 1 godzinę od przyjęcia zamówienia, obyło się to bez słowa wyjaśnienia ze strony obsługi. Same sushi również pozostawiało wiele do życzenia, chyba była to wina składników.

Anonimowy pisze...

Dzień dobry.Chciałem z tego miejsca bardzo podziękować Hanami Sushi za wielokrotne przyjemności dla mojego podniebienia ;) Jest to jedna z poznańskich restauracji,do których chce się wracać. Zarówno z powodu jedzenia jak i obsługi. Panie kelnerki zawsze są miłe,a jeżeli ktoś tego nie zauważa to widocznie nie wie co to znaczy profesjonalizm. Tak jak i sushi tak ciepła kuchnia w Hanami są godne spróbowania.
Pozdrawiam serdecznie i polecam sushi z wrocławskiej.

PIT pisze...

Byłem przedwczoraj. Niestety- trochę się rozczarowałem. Wystrój baru (nie jest to dla mnie restauracja) raczej "po kosztach". Obsługa miła, ale bez zaangażowania. Masterzy pracują powoli. I najgorsze- ryba, którą kładą na świeży wprawdzie ryż, sprawia wrażenie, że wcześniej porcjowana leży pół dnia na talerzyku i czeka na chętnego na zamówienie. To nie jest sushi. To nie jest też do końca bezpieczne. Nie polecam. I tak, sushi nr 1 w kraju mamy szczęście mieć w Naszym Mieście- chodzi mi o MATII. Nie znalazłem jeszcze lepszego, tym bardziej, że wrocławskie Maru, które było blisko, już zlikwidowano. Pozdrawiam. PIT.

Anonimowy pisze...

Co do Hanami to oczywiście się zgadzam. Wizyta tam to nie tylko niechęć do sushi na długie tygodnie ale również możliwość poważnego szwanku na zdrowiu. Tym bardziej dziwi mnie to że nadal jest na drugim miejscu w rankingu. Co do Matii to zdecydowanie bym się nie zgodził! Są w Poznaniu duuużo lepsze miejsca.

Anonimowy pisze...

Ja chyba nie mam zbyt dużego porównania, ale w kwestii sushi barów myślę, że bardzo dobry poziom utrzymuje Kyokai, a składniki mają tam na prawdę świeże. Może nie powala wystrojem wnętrza, ale obsługa jest bardzo miła i przy mniejszej liczbie gości można pogadać z Masterem, albo poprosić go o przyrządzenie czegoś specjalnego, bo facet na prawdę zna się na tym co robi :)

Anonimowy pisze...

W kyokai też byłam. Niestety wszystkie ciuchy po wyjściu z tego lokalu nadawały się tylko do prania. Smród oleju i innych zapachów jedzeniowych wgryzł się w tkaniny. Muszą poprawić wentylację. Słyszałam , że zrobili podobno jakieś pomieszczenie nad sufitem. Może to po to by do góry leciały wszystkie zapachy. Taki rodzaj wentylacji??

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...