czwartek, 4 lutego 2010

PTASIE RADIO / ocena 4.00

Zapewne zauważyliście, że większość naszych ocen oscyluje wokół czwórki. Oczywiście, bez problemu moglibyśmy ruszyć do lokalu, który dostałby od nas przysłowiową dwóję, ale przede wszystkim chcemy dobrze zjeść i szukamy przybytku, który da nam na to choćby cień szansy. Kolejna wystawiona przez nas czwórka, to być może także znak, że większość popularnych restauracji i kawiarni reprezentuje taki właśnie dobry, ale nie wybitny poziom.


ONA:
Odkąd pamiętam marzyło mi się mieszkanie w starej kamienicy. Marzenia te są utopijne z jednej strony ze względu na powierzchnie i ceny takich przybytków, a z drugiej na fakt, że kiedy myślę o takim mieszkaniu widzę zadbaną i pięknie wyremontowaną kamienicę ;) i mieszkanie z wszelkimi wygodami tego z nowoczesnego bloku. Z takich marzeń wytrąca mnie zawsze szyderczy śmiech bliskich mi osób, które twierdzą, że pięknie to wszystko sobie wymyśliłam, ale jakoś nie wyobrażają sobie mnie dźwigającej rano wiadra z węglem, żeby napalić w kaflowym, albo walczącej z grzybem, wilgocią i kiepsko działającą instalacją. Hmmm, brutalność z jaką traktowane są moje mrzonki trochę studzi mój zapał. Nie jest jednak w stanie zniszczyć sentymentu jakimi niezmiennie darzę wysokie i przestronne wnętrza, stare drewniane futryny i framugi, sztukaterie i skrzypiące podłogi. Dlatego też Ptasie Radio już na wstępie otrzymało ode mnie pierwszy plus.

Tę kawiarnię pamiętam jeszcze z czasów studenckich i jako miejsce dla studentów w moim myślach funkcjonuje do dzisiaj. Nie tylko ze względu na sąsiedztwo Collegium Novum, Historicum i Uniwersytetu Ekonomicznego. Klimat miejsca i przygotowane menu wydaje się być stworzone z myślą o wypadach na przerwy między zajęciami, lub popołudniową kawę/herbatę/piwo. Nie chcę być przy tym posądzana o jakąkolwiek złośliwość, bo nie takie są moje intencje, ale próg Ptasiego Radia, przekraczałam z lekką rezerwą, myśląc, że popołudnie przyjdzie mi spędzić w otoczeniu studentów opowiadających sobie niestworzone historie o egzaminach i profesorach, którzy programowo oblewają 50% zdających. A ja trochę sobie "poprycham", tylko po to żeby ukryć zazdrość, że to wszystko już za mną. Moje obawy były jednak niesłuszne. Wnętrze owszem wypełnione było po brzegi bardzo młodymi i roześmianymi ludźmi (wolny był tylko jeden stolik), ale w kawiarni panował zdecydowanie przyjemny i sympatyczny gwar konkurujący natężeniem decybeli z chill outem, który niekiedy ustępował miejsca spokojnemu jazzowi. Wnętrze Ptasiego Radia raczej nie należy do moich wymarzonych (oczywiście oprócz miejscówki w kamienicy), choć czuję się w nim przyjemnie. Sprawia sielskie wrażenie i cały ten natłok ornitologicznych bibelotów zupełnie mi nie przeszkadza. Zbieranina mebli, dekoracji, lamp, instalacja z drutów wysokiego napięcia biegnąca pod sufitem i ozdobiona lampkami, tworzą może mało oryginalny, ale niepozbawiony uroku i koniec końców, spójny zamysł. Jest w nim również pewna przyjemna infantylność, ale czyż sama nazwa tej kawiarni takiej cechy nie sygnalizuje? Tak czy inaczej, wnętrze musi się ludziom podobać - w przeciwnym razie nie byłoby tak zatłoczone. Z racji tego, że jest to raczej kawiarnia aniżeli restauracja, menu obiadowe jest skromne i raczej do skromnych warunków kuchennych dostosowane. Nie planowaliśmy wystawnego posiłku, chcieliśmy raczej wypróbować kilka dań, dlatego postanowiliśmy podzielić się zupą i deserem. Zupa – krem z pomidorów był dla mnie sporym zaskoczeniem. Nie spodziewałam się niczego wyjątkowego po mówiąc prościej - pomidorowej. Jest ona jedną z moich ulubionych zup, jednak raczej ciężko tutaj o wielkie popisy. Zupa w Ptasim radiu jest zdecydowanie godna polecenia (chyba, że ktoś nie lubi gęstych kremów). Intensywny smak pomidorów podkręcony miłymi dla oka i podniebienia esami floresami ze śmietany i pesto, był tak apetyczny, że zaraz pożałowałam, iż na początku zdecydowałam się nim podzielić. Dalej wybrałam sałatkę grecką, która była właśnie taką zwyczajną, ale smaczną sałatka grecką w polskim wydaniu, przygotowaną z jędrnych i świeżych składników polanych smacznym vinaigrettem. Na koniec przyszło mi się podzielić ciastem czekoladowym z kremem toffi, konfiturą i bitą śmietaną. Ciasto było na poziomie, bardzo słodkie i sycące (ale tego akurat mogłam była się domyślić ;)). Lekko wilgotne, intensywnie słodkie, choć przełamane kwaskową konfiturą. Jedynym słabym punktem była kiepska śmietana, ale to już chyba pewien standard w przypadku poznańskich kawiarni.

Po wszystkim trochę żałuję, że tak pobieżnie zapoznałam się z menu, szczególnie w przypadku napojów. Bo choć widok piwa pszenicznego jest jedną z tych rzeczy, która pozbawia mnie rozumu , a zamówiony Paulaner naprawdę mi smakował (nawet mimo średnio pasującej szklanki Heinekena), to dopiero po czasie dostrzegłam bardzo ciekawy wybór herbat (Harney&Sons) i piw (np. piwo arbuzowe). Kusiła mnie też szarlotka i kolejna tajemnicza zupa dnia. Do Ptasiego Radia warto się wybrać, raczej nie na wyjątkowe okazje, ani na randkę , ale na szybki obiad, śniadanie lub spokojną herbatę.

Jedzenie: 4+
Obsługa: 4
Wystrój: 4+
Jakość do ceny: 5-


ON:
Tym razem, nie zamierzaliśmy wybierać się na trzydaniową kolację. Mieliśmy ochotę na w miarę szybki, w miarę tani i lekkostrawny posiłek. Wybór padł na Ptasie Radio. Od ulicy Kościuszki weszliśmy zatem po schodach na piętro, przekroczyliśmy próg i znaleźliśmy się w przyciemnionej, dwuizbowej kawiarni z piecem kaflowym w kącie, motywami ptaków na ścianach oraz mieszaniną rozmaitych mebli. Można by powiedzieć, że wystrój typowo kawiarniany (a więc niekoniecznie w moim typie), niemniej wyczułem tam jakąś unikalną atmosferę, która jak się mogłem przekonać - przyciąga całą rzesze bywalców.

Wiedziałem, że kawiarnia ta serwuje także małą gastronomię, jednak bogactwo zaprezentowanej w menu oferty - pozytywnie mnie zaskoczyło. No może jednak z tym bogactwem to trochę przesadziłem, ale i tak postanowiliśmy, że nie może skończyć się na jednym daniu i zamówiliśmy trzy, przy czym dwa zjedliśmy wspólnie. Po połowie zamówiliśmy zatem jedyną zupę w menu, czyli zupę dnia oraz jeden z wielu dostępnych deserów - ciastko czekoladowe. Ja domówiłem sobie także tortillę z sałatą, chrupiącymi warzywami i grillowaną piersią kurczaka oraz grzane piwo.

Zupą dnia był krem z pomidorów, który okazał się kulinarnym majstersztykiem i najlepszym klasycznym kremem pomidorowym, jaki jadłem w poznańskich lokalach. Duży talerz z ładnie podanym, bardzo ciepłym i przepysznym w smaku, gęstym, czerwonym kremie powinien zawstydzić wielu lokalnych szefów kuchni z "uznanych" włoskich restauracji. Przyznaję, że było to dla mnie prawdziwe zaskoczenie i tym bardziej oczekiwałem drugiego dania. Tortilla sprowadziła mnie jednak na ziemie. Nie dość, że nie była najlepszą jaką jadłem w poznańskich lokalach, to mam wrażenie, że każda meksykańska restauracja zrobiłaby ją o niebo lepiej. Pszenny placek owijał porcję farszu, tak sporych rozmiarów, że wygoda krojenia, a następnie spożycia - była bliska zeru. Mały problem był też zresztą z samym farszem, bo to co w menu było sałatą i chrupiącymi warzywami, w rzeczywistości było wielką masą kapusty pekińskiej oraz dosłownie kilkoma kawałkami pomidora i brokuła, a także garstką kukurydzy. Grillowana pierś z kurczaka zaiste była, niemniej zamiast rozprowadzona w mniejszych kawałkach po całej tortilli - skupiała się niestety w dwóch dużych filetach. Wszystko to doprawione niewielką ilością sosu (do wyboru: czosnkowy, meksykański i tysiąca wysp) sprawiało wrażenie suchego, mało wyrazistego, pozbawionego wręcz smaku - "zapychadła" żołądka, a fakt, że obsługa pomyliła wybrany przeze mnie sos miał tu najmniejsze znaczenie. Szybko zapomnieć o tortilli pozwolił mi jednak kufel smacznego, rozgrzewającego piwa korzennego z miodem (do wyboru także: z sokiem, anyżowe lub imbirowe) oraz kawałek bardzo dobrego ciasta czekoladowego (przekładanego karmelem i domową konfiturą), które zostało podane z bitą śmietaną i sosem czekoladowym. W kwestii jedzenie przyznaję zatem 5+ za zupę, 2 za tortillę oraz 4+ za deser. Wiem jednocześnie, że następnym razem na danie główne zamówię sobie jedną z sałatek, bowiem zarówno ta mojej partnerki, jaki i te podawane do innych stolików - prezentowały się bardzo apetycznie.

Ptasie Radio nie jest może restauracyjnym eldorado. Nie jest jednak typową kawiarnią, jakich wiele. W moim odczuciu jest ciekawą mieszanką kawiarni, pubu i restauracji, a wszystko to z domieszką unikalnego klimatu i atmosfery. Mnie osobiście kulinarnie zaskoczyło od początku, rozczarowało w trakcie i oczarowało na koniec, a wiadomo przecież, że wszystko dobre co się dobrze kończy :)

Jedzenie: 3+
Obsługa: 4-
Wystrój: 4-
Jakość do ceny: 4


KOSZTORYS:
Zupa dnia (krem z pomidorów) - 9 zł.
Sałatka grecka - 18 zł.
Tortilla z sałatą, chrupiącymi warzywami i grillowaną piersią kurczaka - 18 zł.
Ciastko czekoladowe - 10 zł.
Paulaner Jasny 0,5 - 12 zł.
Piwo grzane (korzenne z miodem) 0,5 - 9 zł.
Suma: 76 zł.

ŚREDNIA NASZYCH OCEN: 4.00

ADRES: Poznań, ul. Kościuszki 74

Bookmark and Share

9 komentarzy:

Despi pisze...

Ja mam bardzo miłe wspomnienia z Ptasiego Radia. Nie tylko kulinarne :) Kiedyś spotkałem się tam na porannej randce... tzw. randka ze śniadaniem :) Pamiętam, że jadłem wtedy pyszną jajeczniczkę ze szczypiorkiem, świeże pieczywko i aromatyczna kawa. Bardzo wszystkim polecam wypad do Ptasiego Radia.

paulaso pisze...

O! Ptasie Radio!
U mnie też wspomnień moc. To tam powstawały spore fragmenty mojej magisterki a potem nastąpiło oblewanie obrony:)
Polecam ich czerwone wina, jeśli kupić całą butelkę dodają gratis talerzyk smacznych oliwek.
No i jestem wielbicielką ich sałaty z kurczakiem.


Ps. Brakuje mi uwagi na temat baru - dla mnie jego konstrukcja, przypominająca stare radio to architektoniczny strzał w 10!

Pozdrawiam.
Paula

lola pisze...

nigdy tam nie bylam ale teraz zdecydowanie sie tam wybiore! szczegolnie na ta zupe pomidorowa!

Zjeść Poznań pisze...

Despi, i nas kusiła oferta śniadaniowa. W Ptasim Radiu byliśmy jednak w okolicach 17 i choć śniadania są dostępne podobno przez cały dzień, jakoś nie byliśmy w nastroju. Obiecaliśmy sobie jednak, że kiedyś albo wrócimy tu na śniadanie, albo wybierzemy się na blogową wycieczkę do innej restauracji serwującej ten posiłek. Pozdrawiamy.

Paula, zdaje się, że talerzyk oliwek lub orzeszków obowiązuje już przy dwóch dużych kieliszkach wina (do tego reszta wina gratis). Taka sama oferta dotyczy zakupu dzbanka piwa (1,5L). A co do baro-radia, to ona choć go zauważyła, faktycznie pominęła ten fakt, natomiast on nawet tego nie zarejestrował :) Pozdrawiamy.

Lola, jesteśmy zatem ciekawi Twojej opinii i Twoich wrażeń (mamy nadzieję, że się nimi podzielisz :)). A co do zupy, to może być mały problem, bo jedyna jaka na stałe występuje w menu to: "zupa dnia". W związku z tym, na pomidorową trzeba po prostu trafić. Być może zupy zmieniają się zgodnie z dniami tygodnia (choć to pewnie mało prawdopodobne). My byliśmy tam w poniedziałek. Pozdrawiamy.

Anonimowy pisze...

Jeśli o mnie chodzi, to Ptasie Radio już chyba zawsze będzie dla mnie miejscem, w którym podają najlepszą jajecznicę na boczku jaką kiedykolwiek jadłam. :) Dostępny wybór herbat z serii "organic" jest również ciekawy, a najczęściej wybierana przeze mnie herbata z posmakiem likieru czekoladowego jest przepyszna. :)
Bywam w Ptasim często (jakoś ostatnio częściej ze względu na wzmiankowaną jajecznicę:) i za każdym razem, co się nie często zdarza, zarówno jajecznica, jak i wspomniane przez Was ciasto czekoladowe smakują mi równie bardzo. :)
Właśnie... chwila zadumy nad ciastem czekoladowym... :) Słowem, mniam! Delicje, pyszności, cudo. Słodkość czekolady, okraszona karmelem i przełamana kwaskiem powideł to dla mnie połączenie jak z bajki. J'adore! ;) Jeśli można w ogóle mieć jakieś zastrzeżenie, to (proszę się nie śmiać) iż porcja ciasta (dość sycącego) jest nieco zbyt spora jak na moje możliwości... :)
Co przywodzi mnie do kolejnej rzeczy, która mnie w Ptasim uwiodła - sympatyczna obsługa! Panie (i raz Pan) są przemiłe, pomocne, służące radą i wyjaśnieniami, oraz, kiedy poprosiłam o nieco mniejszą porcję ciasta (bo mi żal zostawiać, a zjeść nie dam rady), moja prośba została spełniona bez najmniejszego problemu i tak częstego w niektórych miejscach sarkania nad klientem co sobie wymyśla nie wiadomo co. :)
In minus - bo i tak się zdarzyło, powiem, iż faktycznie trudno znaleźć miejsce w Ptasim w "godzinach szczytu", i czasem klient klientowi prawie siedzi na głowie. Powodem jest chyba ustawienie stolików (nie zawsze szczęśliwe, ale mniemam iż jest to spowodowane warunkami lokalowymi, na które cóż, nic nie można poradzić). Szkoda również iż w lokalu nie obowiązuje zakaz palenia, bo dla mnie osobiście jest to spory problem - dym papierosowy zniechęci nawet najwytrwalszego smakosza. Ogólnie - świetne miejsce, miła atmosfera, sporo obcokrajowców (więc można posłuchać wielu języków na żywo) i pyszne jedzonko! :)
Btw, Wasz blog mi się bardzo podoba. Nie z każdą opinią się zgadzam, ale język jakim opisujecie potrawy jest zabawny i lekki, a więc sama lektura już jest przyjemnością. Oby tak dalej!
Pozdrawiam, i życzę kolejnych smacznych wypraw kulinarnych!
Kaja

taszka pisze...

pozycja obowiązkowa - piwo z syropem fiołkowym :)

miniah pisze...

Pod wpływem komentarzy pod recenzją wybrałam się do Ptasiego Radia, warto było:) Krem pomidorowy faktycznie klasa! Sałatka cezara, to bardziej wariacja na jej temat ale da się zjeść:) Syrop fiołkowy w piwie nieco mnie onieśmielał ale jak się okazało niesłusznie - ciekawy smak! Wygodne kanapo-ławki, jazzik w tle, nie za głośno, nie za jasno...w sam raz w zasadzie ze wszystkim. Na pewno tam wrócę. Nie raz:)
Przy okazji gratuluję ciekawego bloga. Czy Państwo On i Ona, równie chętnie stają 'przy garnkach' co degustują w restauracjach?:))))) Pozdrawiam

Zjeść Poznań pisze...

Musimy zatem wypróbować piwo z syropem fiołkowym! A co do "stania przy garnkach" to bardzo to lubimy (trochę bardziej ona niż on), odwrotnie proporcjonalnie do stania przy zlewie pełnym brudnych naczyń ;) Zapewniamy przy tym, że lubimy nie tylko gotować, ale także czytać, pisać i rozmawiać o jedzeniu :) Pozdrawiamy serdecznie!

Anonimowy pisze...

najlepsza w Ptasim jest lasagne :)
nie ma sobie rownych :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...