piątek, 12 marca 2010

DONATELLO trattoria / ocena 3.16

Trattorię Donatello odwiedziliśmy trzykrotnie w ciągu ostatniego tygodnia. Za pierwszym razem w lokalu nie było ani jednego wolnego stolika. Drugie podejście udało się i to właśnie jego dotyczy nasza recenzja. Trzeci raz został z kolei sprowokowany przez kilku naszych czytelników, którzy wyjście do Donatello bez degustacji kremu pomidorowego, uznają za niebyłe. Zdecydowaliśmy się zatem wrócić, zdegustować i dodać nasze spostrzeżenia w Post Scriptum.


ONA:
Słysząc Donatello, z pewnością każdy esteta pomyśli o renesansowym rzeźbiarzu florenckim, lub w bardziej skrajnym przypadku, od razu skojarzy ze stojącym w kontrapoście Davidem z brązu. Gdyby cofnąć się do lat dziewięćdziesiątych, większość dzieci i nastolatków słysząc „Donatello” zaczęłaby wymachiwać kończynami i wskazała na jednego z Wojowniczych Żółwi Ninja. Niektórzy być może skojarzą tę nazwę z włoską nagrodą filmową. Z całą jednak pewnością sporej części Poznaniaków, szczególnie tych mieszkających na Grunwaldzie, oprócz wspomnianych wcześniej skojarzeń, stanie przed oczami niski budynek z czerwonym (i mniejszym zielonym) neonem Donatello, ozdobiony rzędem okien zwieńczonych półokrągłymi blendami, z malowidłami przedstawiającymi winną latorośl.

Samo wnętrze to już klasyka gatunku, jeśli chodzi o poznańskie pizzerie i włoskie knajpki. Ciepłe pomarańczowe ściany, drewniane ławy i stoły, gdzieniegdzie mniejsze stoliki z krzesłami. Mnóstwo zakamarków, wydzielonych przez ścianki działowe i drewniane żaluzje. Niezliczona ilość drewnianych dodatków oraz przytłumione światło budują wrażenie przytulnego i ciepłego miejsca. Przestrzeń jest spora. Naprzeciw części restauracyjnej wydzielona została mniejsza i zimniejsza w odbiorze część kawiarniana z niewielkimi stolikami i lodówkami eksponującymi dostępne w lokalu ciasta. Oprócz polskojęzycznych gości, przy sąsiednich stolikach dostrzegłam również twarze o zdecydowanie azjatyckich rysach (zapewne byli to zamieszkujący w Eskulapie studenci „medycznej”) oraz parę rozmawiającą po hiszpańsku. Można zatem uznać, że Donatello przyciąga międzynarodową klientelę. Zdziwiło mnie również to, że mimo naprawdę dużego ruchu zostaliśmy bardzo sprawnie obsłużeni przez kelnera, który bardzo szybko zjawił się przy naszym stoliku trzymając w ręku menu i równie szybko powrócił, kiedy byliśmy już gotowi do złożenia zamówienia. To mogę policzyć na plus, bo nie czułam się zaniedbana, niemniej nic więcej o obsłudze powiedzieć nie mogę. Później nie wyróżniła się ani na plus, ani na minus. Z obszernego menu zdecydowałam się na zupę neapolitańską, spaghetti z brokułami i szarlotkę. Wybrana przeze mnie zupa była dość smaczna, choć nie miałam wątpliwości, że została ugotowana na bulionie "z kostki". Konsystencja była jedwabista z wyczuwalnym posmakiem żółtego sera. Była również na tyle sycąca, że z mojego punktu widzenia dodatek makaronu był tutaj zbędny. Jedynym barwniejszym akcentem w tym kremowym morzu żółci, była niewielka ilość drobno posiekanej pietruszki. Po zupie, postawiono przede mną solidną porcję makaronu. Na tyle solidną, że dałabym jej radę wyłącznie wtedy, gdy odpuściłabym zupę i deser. Sam makaron ugotowany został al dente. Stawiał delikatny opór zębom, w przeciwieństwie do brokułów, które były mocno rozgotowane i wprost rozpadały się w ciepłym makaronie. Całość spojona została sosem pomidorowo - śmietanowym z dodatkiem kawałków czosnku. Sos niespecjalnie mi smakował, był zbyt kwaśny, momentami przypominał wręcz koncentrat pomidorowy. Być może to kwestia składników, a może sezonu. Jak wiadomo nie jest to najlepszy czas dla pomidorów (dlatego tak bardzo cenię restauracje z niewielkim, zmieniającym się sezonowo menu), a te w puszce zawsze wyróżniają się bardziej zdecydowaną kwasowością. Na koniec zjadłam ciepłą szarlotkę, przystrojoną sporym kleksem śmietany w aerozolu (jak dotąd w trakcie naszych blogowych wyjść innej nie spotkałam) i gałką lodów waniliowych. Nie było to może ferrari wśród szarlotek, ale summa summarum, to właśnie deser smakował mi najbardziej z całego zamówionego przeze mnie zestawu.

To kolejna restauracja, która mimo panującego w niej tłumu i wielu zwolenników, nie zostanie jedną z moich ulubionych (choć przede mną jeszcze próba osławionego kremu pomidorowego). Wielbiciele Donatello mogą czuć się lekko oburzeni, ale szczerze mówiąc nie spotkało mnie tam nic bardziej efektownego niż to, co mogę dostać w Piccollo. Mam nadzieję, że nikogo tym stwierdzeniem nie uraziłam, bo wcale nie uzurpuję sobie prawa do bezwzględnej racji. Może po prostu jestem trochę nieczuła na kuchnię włoską w wersji „pasta xxl”.

Jedzenie: 3-
Obsługa: 3
Wystrój: 3
Jakość do ceny: 3


ON:
Ulicą Grunwaldzką przejeżdżam niemal codziennie i gdy dotychczas zerkałem w stronę Donatello, to miałem wrażenie, że jest permanentnie opustoszałe. Nie mogłem się jednak bardziej mylić. Mieliśmy bowiem okazję po trzykroć się przekonać, że wolny stolik w Donatello należy do rzadkości, a w błąd co do kwestii rzekomego opustoszenia wprowadzają wyłącznie przyciemniane szyby lokalu. Zaskoczyło mnie to o tyle, że restauracja nie leży przecież w centrum, a i jej kubatura nie należy do najmniejszych. Przekraczając próg, wchodzimy do niewielkiego korytarza pomiędzy częścią kawiarnianą po prawej oraz właściwą częścią restauracyjną po lewej stronie. Skręcamy zatem intuicyjnie w lewo, a przed nami podłużna sala z wieloma wydzielonymi zakamarkami, w których odnajdziemy rozmaitej wielkości stoliki. W połowie tejże sali znajduje się bar, a na końcu podświetlone akwarium. Wystrój w tym wypadku można scharakteryzować jako mniej lub bardziej udane połączenie typowej pizzerii z lokalem typu Sphinx.

Siadając przy stoliku, miałem solenne postanowienie, aby zamówić polecany przez Arkadiusza krem pomidorowy. Zapoznałem się jednak z menu i zacząłem się łamać. Krem pomidorowy w tej lub innej postaci kosztowałem bowiem aż sześciokrotnie w ciągu ostatnich miesięcy (Ptasie Radio, Pałac Iwno, Kuchnia Chrisa, Cactus Factoria, SomePlace Else, Mollini). Pierwszy raz miałem z kolei szansę zamówić alzacką zupę paprykową z anchovis i tak też ostatecznie zrobiłem. Zamówiłem jeszcze pizzę Bolognese, a wespół z moją Panią domówiliśmy szarlotkę z lodami. Zupę podano mi błyskawicznie. Pierwsza łyżka była całkiem smakowita, jednak w trakcie opróżniania miseczki notowania zupy lekko spadały, by ostatecznie popaść niemalże w przeciętność. Dlaczego tak się stało? Z każdą bowiem sekundą degustacji co raz mocniej uzmysławiałem sobie, skąd ja znam ten smak. W końcu do mnie dotarło, że jest to bardziej wodnista wersja leczo, które serwują ze słoików w kilku poznańskich budkach, jako dodatek do hot-dogów. Nie porwało mnie szczególnie to odkrycie, ale takie były moje odczucia. Przed posiłkiem ciekawy byłem też połączenia smaku papryki z anchovis. W tym przypadku efekt również mnie lekko rozczarował, gdyż skrawki sardeli, które odnalazłem na dnie miseczki nie wzbogaciły smaku zupy nic, a nic. Ot, tylko taka egzotyka w menu, na którą i ja dałem się skusić. Zapominamy jednak o zupie, bowiem przyszła pora na pizzę, a jak już nieraz wspominałem - szczerzę lubię tę potrawę i rzadko kiedy umiem jej sobie odmówić. Wpierw szukałem wzrokiem w menu wersji Donatello mniemając, że odnajdę tym samym specjalność lokalu, a po bezskutecznych poszukiwaniach zdecydowałem się na wersję Bolognese. Charakteryzowały ją składniki takie jak sos pomidorowy, ser mozzarella, papryka, salami, szynka oraz czarne oliwki. Tyle tylko pozytywów, bowiem charakteryzowało ją też ogólne przesuszenie, konkretne przypieczenie od spodu, a także ostra skamieniałość boków. Zapomnijmy jednak o pizzy, bowiem nie ma o czym pamiętać, jeżeli ma się względem tej potrawy spore wymagania. Następna w kolejce była szarlotka z lodami, z którą w Donatello, jest jak z obsługą - okazała się standardem swojego gatunku i wybaczcie mi, ale nie umiem o niej nic więcej napisać, bowiem w żadnej dziedzinie się nie wyróżniała, ani na plus, ani na minus. Po prostu, szarlotka, jakich wiele i nic ponadto. Obsługa również, jakich wiele i nic ponadto. Reasumując, ostateczna ocena to 3+ za zupę, 3 za pizzę oraz 3+ za szarlotkę i obsługę.

Będę szczery - Donatello mnie nie zachwyciło. Po wielu pozytywnych opiniach, z którymi się wcześniej zapoznałem - powiem nawet więcej - trochę mnie rozczarowało. Taki już jednak ryzyko gastronomicznych eksperymentów. Mam nadzieję, że i Wy czytając ten blog, nieraz wybierzecie się do nieznanych wcześniej miejsc, ocenicie je według Waszych gustów, a następnie będziecie wracać, tylko do tych które Was oczarowały, a nie rozczarowały :)

PS Trattoria to typ włoskiej jadłodajni, która jest mniej formalna od restauracji, za to bardziej formalna od osterii, czy też pizzerii. Jesteśmy jednak w Polsce i na użytek recenzji pozwoliliśmy sobie wymieszać te pojęcia.

Jedzenie: 3+
Obsługa: 3+
Wystrój: 3
Jakość do ceny: 3+


POST SCRIPTUM:
Zgodnie stwierdzamy, że krem pomidorowy był najlepszą z potraw kosztowanych przez nas w Donatello. Spośród innych zup wyróżniał się również wielkością porcji oraz bardziej efektownym sposobem podania. Był rozgrzewający i sycący, chociaż pozostawiał po sobie specyficzny posmak, którego niestety nie byliśmy w stanie zidentyfikować.

Nasza wspólna ocena: 4-


KOSZTORYS:
Zupa neapolitańska z makaronem - 7,5 zł.
Alzacka zupa paprykowa z anchovis - 8,5 zł.
Spaghetti Broccoli - 17,6 zł.
Pizza Bolognese - 20 zł.
Szarlotka z lodami - 9,9 zł.
Woda gazowana Ostromecko 0,3 - 4,2 zł.
Herbata z cytryną - 4 zł.
Suma: 71,7 zł.

KOSZTORYS DO POST SCRIPTUM:
Krem pomidorowy z grzankami x 2 - 17 zł.

ŚREDNIA NASZYCH OCEN: 3.16

ADRES: Poznań, ul. Grunwaldzka 29 C
INTERNET: brak strony WWW

Bookmark and Share

21 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Brokułów, nie brokuł.

Poza tym recenzje są za długie, zwłaszcza że te popularnonaukowe wstawki "z czym się kojarzy" nic nie wnoszą.

Zjeść Poznań pisze...

Błąd językowy został już poprawiony. Jeżeli nie odpowiadają Tobie Anonimie jej recenzje, to czytaj tylko to, co pisze on lub na odwrót. Jeśli jednak nie odpowiada Tobie w ogóle nasz styl, to możesz zerkać wyłącznie na rubrykę „ŚREDNIA NASZYCH OCEN” ;)

Anonimowy pisze...

byle duzo, byle tanio = byle jak. chociaz nie musi to oznaczac, ze nie warto tam isc: zeby sie najesc - zapewne tak; zeby zjesc wyrafinowane, ugotowane z pasja, swietnie przyrzadzone dania z najlepszych skladnikow - zapewne nie. Podoba mi sie wasza recenzja.
Poznan zasluguje na restauracje Michelin!!!!!!!! chociaz jedna, z chociaz jedna gwiazdka!

gania76 pisze...

Czyli jednak Wasza wizyta potwierdziła, że Donatello obniżyło loty. Jeszcze 2-3 lata temu można było tam zjeść świetny posiłek w relatywnie niskiej cenie. Niestety coś się zmieniło na minus - kucharz? właściciel? - nie mam pojęcia. Często tam zachodziłam na lunch, bo pracuję niedaleko, ale kilka ostatnich obiadów, które tam zjadłam, nie zachwyciło mnie, a wręcz przeciwnie. Sosy dosłownie "pływają" w oliwie, pizza jest często przypalona, a ostatnio do kawy podano mi łyżeczkę z wyraźnym odciskiem palca na części służącej do zanurzenia w kawie!!! Od tej pory nie mogę się przemóc, żeby tam pójść, a szkoda, bo w tej okolicy nie ma innych miejsc na szybki lunch.
Jeśli chodzi o moje ulubione danie, to najczęściej zamawiałam makaron z frutti di mare w pomidorowym sosie i to był najlepszy ze wszystkich makaronów (próbowałam wszystkich).

Zuzanka pisze...

Mnie po prawdzie też nie odpowiada takie wodolejstwo. Albo to rozprawka do szkoły i trzeba skleić wstęp, rozwinięcie i zakończenie, albo recenzja restauracji (obsługa, ceny, jakość dań, menu, wystrój). Czy od skojarzenia z malarzem bądź wojowniczymi żółwiami Ninja pizza zrobi się smaczniejsza?

Zjeść Poznań pisze...

Anonimowy, zgadzamy się z Tobą zarówno w kwestii jedzenia, bo choć nie było szałowe, czasem każdy wpada do restauracji tylko po to by się najeść. No i oczywiście również chętnie widzielibyśmy w Poznaniu restaurację wyróżnioną gwiazdką Michelin. Choć tak to chyba już jest, że te wyróżnione, od razu podnoszą ceny. Pozdrawiamy serdecznie :)

Gania, w Donatello byliśmy pierwszy raz (pomijając dzień, w którym nie było tam wolnego stolika). Trudno nam zatem odnieść się do wcześniejszego poziomu serwowanych dań. Niemniej jesteś już kolejną osobą, która ten problem sygnalizuje. Więc być może coś jest na rzeczy... Pozdrawiamy serdecznie :)

Zuzanka, zamieszczane przeze mnie opisy mają formę swobodnej wypowiedzi. Nie odpowiada mi styl: weszłam-zjadłam-smakowało-wyszłam, bo właśnie taki "kojarzy mi się" (sic!) ze szkolną rozprawką. Jednym taki styl odpowiada, innym nie. Ok. Myślę jednak, że czasem warto popełnić "grzech" wodolejstwa, dzięki czemu ktoś, kto przez te moje wypociny przebrnie dowie się, że Donatello był rzeźbiarzem, a nie malarzem ;). Pozdrawiam.

Ola pisze...

Ok, no to jak już sobie wszyscy wypominają kwestie językowe, to może ja dodam coś od siebie. Drobna uwaga: w środku zdania nie należy stosować długich form zaimków osobowych. Faktycznie jest to ostatnio bardzo modne, ale jest to również hiperpoprawność językowa, która w polonistyce uważana jest za błąd. A więc nie należy pisać: "Jeśli jednak nie odpowiada Tobie w ogóle nasz styl" ale "jeżeli nie odpowiada ci nasz styl"(ewentualnie "Ci"). Formy długie jak "tobie", "ciebie" należy stosować wyłącznie na początku zdania. A więc: "Tobie mogę to powiedzieć", ale "Powiem ci, że...". Analogicznie: "Lubię cię", ale "Ciebie lubię najbardziej ze wszystkich". Długie formy zaimków osobowych stosowane są więc na początku zdania w wypowiedziach, gdzie główny nacisk położony jest na osobę, a nie czynność/stan. Promujcie poprawność językową, wasze teksty są ogólnie na wysokim poziomie. Nie stosujcie form hiperpoprawnych, bo to gorsze, niż jakiś pospolity błąd językowy. Pozdrawiam :)

Zjeść Poznań pisze...

O rany Ola, zabrzmiało groźnie... Po spokojnym zapoznaniu się z Twoją sugestią zrozumieliśmy, zapamiętaliśmy i będziemy stosować. Wspomniana przez Ciebie (chyba nie Cię?) hiperpoprawność wynikała jednak z naszej nieświadomości... I choć brzmi prawie jak komplement ;) będziemy się jej wystrzegać! Pozdrawiamy serdecznie.

Anonimowy pisze...

Drodzy Językoznawcy,

Jeśli nie podoba Wam się styl bloga, to go nie czytajcie. Być to może, że wytykanie błędów autorom wynika z poczucia misji ortograficzno-stylistycznej, ale obawiam się, że to raczej kwestia zazdrości, nudy, zgorzknienia i PMS.
Pozdrawiam wszystkich Smakoszy i dzięki za blog:)

Ola pisze...

Chi, chi, nie miało być groźnie :D Piszecie świetnym językiem i bardzo mi się podoba Wasz styl i poprawność językowa. Mało kto o to dba w dzisiejszych czasach. A to wielka szkoda... Poza tym wydaje mi się, że jeżeli ktoś z premedytacją zakłada bloga,aby pisać do ludzi, powinien tym bardziej dbać o język. Albo może to kwestia tylko jakiegoś mojego poczucia odpowiedzialności za słowo? Ale kończąc kwestię zaimków, podaliście przykład zastosowania długiej formy w środku zdania. A ja, kiedy pisałam poprzedni komentarz nie mogłam znaleźć w głowie takiego przykładu. Fajnie :) W każdym razie, ja jestem ogólnie pod wrażeniem wysokiego poziomu! Pozdrawiam serdecznie :)

Zjeść Poznań pisze...

Anonimowy, dziękujemy za ciepłe słowa i obronę naszych skromnych osób. Bardzo nam miło wiedząc, że spotykamy się ze zrozumieniem, nawet jeśli czasem zdarzy nam się strzelić jakąś gafę. Pozdrawiamy serdecznie i zapraszamy jak najczęściej :)

Ola, odróżniamy serdeczną krytykę od tej podszytej złośliwością i chyba słusznie zaliczamy Twoje wypowiedzi do tej pierwszej kategorii. Oczywiście staramy się dbać o język, niemniej czasem wychodzi, że zdarzały nam się chwile nieuwagi na lekcji polskiego ;) lub zwyczajnie coś przeoczymy. A tak z innej beczki, to powinno się mówić - zapraszamy do czytania blogu czy bloga? Pozdrawiamy serdecznie :)

Bree pisze...

Ciekawi mnie czy byliście w Bażanciarni należącej do Magdy Gessler lub w innej jej polskiej restauracji? Oglądałam internetowe menu w jej restauracjach i robi spore wrażenie. Także niestety cenowo. Ciekawa jestem jak to wychodzi w praktyce. Planujecie jeść u M.G.?

Zjeść Poznań pisze...

Doskonałe wyczucie czasu Bree :) Bażanciarnia była celem naszej ostatniej wizyty i jeszcze w tym tygodniu opublikujemy recenzję. Pozdrawiamy serdecznie.

stereoboy pisze...

@Zjeść Poznań:

Gdyby być absolutnym purystą językowym, to w zasadzie "blog" trzeba by traktować jak rzeczownik nieżywotny, a jako taki w dopełniaczu powinien posiadać końcówkę -u. Rzadko kto jednak tego przestrzega i w tej chwili dopuszcza się oboczność, a więc w zasadzie można stosować obie formy.

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

co do Donatello - z moich doświadczeń kulinarnych w Poznaniu wynika, że to najbardziej zatłoczona knajpka w mieście, co może świadczy o tym, że jednak jedzienie jest smaczne. Wiele razy czekaliśmy na wolny stolik, bo był full gości.
mi ososbiście i mojemu mężowi bardzo smakuje tam jedzienie - ja polecam pastę z łososoem a mąż souvlaki

Zjeść Poznań pisze...

Stereoboy, dzięki za rzeczowe wyjaśnienia. Purystami językowymi nie jesteśmy, drżymy przed hiperpoprawnością ;), a i "bloga" brzmi dla nas bardziej swojsko... Pozdrawiamy serdecznie :)

Anonimowy, zaiste jest to jedna z najbardziej zatłoczonych knajpek w Poznaniu (stąd nasze dwa podejścia). To co spróbowaliśmy nie powaliło nas jednak na kolana. Zdajemy sobie sprawę, że ktoś może się z nami nie zgodzić, albo po prostu inne proponowane dania są zdecydowanie lepsze. Zawsze cieszymy się jednak jeśli ktoś swoją opinią (niezależnie czy zbieżną, czy odmienną) zechce się z nami podzielić. Pozdrawiamy serdecznie.

szeryfsylwiak pisze...

Proponuje wybrać się do drugiej restauracji Trattoria Valpolicella przy ul. Wrocławskiej. Tego samego właściciela - o ile coś się nie zmieniło

Anonimowy pisze...

Moim skromnym zdaniem, pamiętając donatello na Szamarzewskiego, który chyba był pierwszym, z lat dziecięcych wspominam sałatkę Verdi, pizzę Gondola i gorącą czekoladę.

Coś artykuł nietrafiony, czy Pani jest z Poznania?

Anonimowy pisze...

Z racji tego, że to jedyna restauracja (ok, może mniej formalna, więc po polsku knajpa :) )
w okolicy z cenami na moją kieszeń, całkiem często wpadam tam na makaron (a partner na pizzę).

Nie jestem jednak super smakoszem. Obawiam się, że nie byłabym w stanie wychwycić różnicy między zupą na bazie rosołu a zupą na bazie bulionówki.

Z zup jadałam jedynie cebulową. Całkiem smaczna, ale diabelnie tłusta. No i porcja bardzo mała, jak na zupę z tak taniego produktu, jakim jest cebula.
Jakbym miała się czepiać, powiedziałabym, że ser, którym zupę posypano, mógłby być bardziej ostry, aby złamać "tłustość" zupy.

Natomiast bardzo lubię makarony. Zamawiam jednak mniejsze porcje (3/4 oryginalnej). Ponad pół kilograma makaronu z sosem na bazie śmietany to zdecydowanie za dużo.

Ostatnio zakochałam się w makaronie z łososiem w jakimś różowo-pomarańczowym sosie.

Partner na pizzę nie narzeka - smakują mu, z tym, że on raczej standardowo nie zjada rantów.

Anonimowy pisze...

Tak to jest, kiedy zjeść wybiera się zaściankowa poznańska para. Nie umiejąca nawet z karty wybrać smacznego jedzenia. Proszę trochę pojeździć po świecie.

Zjeść Poznań pisze...

Dzięki za radę. Jak tylko wrócimy z podróży dookoła świata, to z pewnością przyznamy Donatello szóstki we wszystkich kategoriach ;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...