środa, 1 czerwca 2011

Sery zagrodowe, czyli z wizytą u Ziemianina

Sława serów Ziemianina dotarła do nas już jakiś czas temu, po części za sprawą relacji, jaka znalazła się na blogu serypolskie.blox.pl. Od tamtej pory wypatrywaliśmy ich usilnie zarówno podczas IV Ogólnopolskiego Festiwalu Dobrego Smaku, jak i w odwiedzanych restauracjach. Niestety poszukiwania w realu były równie usilne, co nieskuteczne. Co innego w internecie - szybko namierzyliśmy zarówno bloga Ziemianina, jak i relacje tych, którzy jego serownię odwiedzili. Z lektury wyłaniał nam się obraz domu otwartego, przepełnionego gościnnością, co ośmieliło nas na tyle, aby wysłać e-mail z pytaniem o możliwość odwiedzin w gospodarstwie w najbliższą sobotę. Najbardziej zależało nam na  skosztowaniu serów, wykonaniu kilku zdjęć i zamieszczeniu ich w formie relacji na naszym blogu. Ziemianin odpisał, że zaprasza i dopytał, jakie godziny wchodzą w rachubę. Odpisaliśmy, że planowaliśmy dotrzeć o 13:00, ale się dostosujemy. Ziemianin odpowiedział - "Zapraszam na dobre śniadanie na godz 10" :)


I tak oto razem z Natalią wybraliśmy się w trójkę przez Pniewy i Lwówek do położonej 64 km na zachód od Poznania - miejscowości Linie. Wysiadając z samochodu od razu spostrzegliśmy Ziemianina, który wyszedł nam na powitanie w towarzystwie dwóch równie rosłych, co przyjaznych psów - Hery i Babci. "Mam nadzieję, że nic jeszcze nie jedliście" zagaił po przywitaniu, po czym udaliśmy się do kuchni, gdzie gospodarz przyrządził nam smażone na patelni rydze (zebrane i zamrożone przezeń ostatniej jesieni), które podał z własnego wyrobu masłem. Oprócz tego była jeszcze jajecznica z gęsich i kurzych jaj, no i oczywiście sery. Przy herbacie poznaliśmy skróconą historię życia Ziemianina, który tak naprawdę nazywa się Marek Grądzki. W Liniach osiadł sześć lat temu, wcześniej natomiast był wysokim rangą urzędnikiem, jeszcze wcześniej stolarzem, a jeszcze wcześniej dziennikarzem. Barwny miał życiorys, jednak jak sam przyznał - nigdy nie pomyślałby, że w końcu wyląduje na własnej gospodarce. Tak się jednak stało - porzucił miasto, urzędy i garnitur, aby zamienić je na wieś, sery i szelki. Wydaje się być bardzo zadowolony z dokonanego wyboru, a my jesteśmy bardzo zadowoleni, że mogliśmy go poznać, odwiedzić i skosztować wytwarzanych przez niego serów.


Choć u Ziemianina sery znajdziemy i w kuchni i nawet na korytarzu, to serowe serce bije w piwnicy, do której zeszliśmy po śniadaniu. Dopowiedzieć jednak trzeba, że do końca maja nastąpić miała serowa przeprowadzka, bowiem na ukończeniu był już remont pomieszczeń gospodarczych i ich adaptacja pod serownię. Wracając jednak do piwnicy, zobaczyliśmy tam około dwustu serów - każdy ważący mniej więcej po kilogramie, które dojrzewają w tym miejscu kilka miesięcy i które to Pan Marek codziennie obraca na drugą stronę. Gdy mimochodem zapytaliśmy, skąd wie, który ser jest już dobry, to odpowiedział, że przecież każdego dnia ma każdy z tych serów w swoich dłoniach i zna je doskonale. Jeśli któreś z nas miało do tej pory choćby strzępek wątpliwości, to dzięki tym słowom w mig pojęliśmy kolosalną różnicę autentyczności między serem zagrodowym, a tym przemysłowym.


Po powrocie z piwnicy siedliśmy wygodnie w salonie, Ziemianin rozkroił ser z macierzanką, podał suszone przez siebie pomidory, a kieliszki uzupełnił wyrabianym przezeń winem śliwkowym. Jako, że to dom nadzwyczaj gościnny spróbowaliśmy również po kielonku wiśniówki i pigwówki (biedna Natalia była kierowcą i nie mogła trunków degustować), a następnie wyruszyliśmy na obchód gospodarstwa. Zaczęliśmy od serowni, która zapewne została już oddana do użytku i wkrótce przyczyni się do zwiększenia serowych mocy przerobowych. Sery to jednak tylko ułamek wielkiego gospodarstwa. Chcąc poznać je w pełni odwiedziliśmy zagrodę, gdzie ujrzeć mogliśmy i byczka i młode kózki i cielaka i gęsi i prosiaki. W całym tym obchodzie towarzyszyły nam rzecz jasna Hera z Babcią i co trochę mniej oczywiste ulubiona koza gospodarza. Na koniec przeszliśmy jeszcze do sadu śliwkowego pod starą gorzelnię gdzie mieliśmy okazję obejrzeć konie ze stadniny Ziemianina. Wróciliśmy jeszcze na chwilę do domu i choć Pan Marek zapraszał na szparagowy obiad, postanowiliśmy nie nadwyrężać bardziej gościny, podziękowaliśmy serdecznie za poświęcony nam czas i zebraliśmy się do drogi powrotnej. Już z domu napisaliśmy e-mail, raz jeszcze dziękując za spotkanie, które było pierwszym, ale jak się wyraziliśmy - mamy nadzieje nie ostatnim. Ziemianin odpisał po swojemu - "Zapraszam, zapraszam" :)


A jako, że u Ziemianina sery można nie tylko oglądać i próbować, ale także kupić (od 50 zł za kg), to do domu przywieźliśmy ze sobą po jednej sztuce Herbowego, Grądzkiego, Krzywonosa i sera z papryką szegedyńską. Tak wyglądała nasza deska serów w dniu przyjazdu (zdjęcia nr 1 i 2), tak tydzień później (zdjęcie nr 3), a tak wczoraj (zdjęcie nr 4). Jako, że było tego 4 kg, to cześć serów rozkroiliśmy wśród rodziny. Jak zauważyliśmy różne wśród jej członków panowały preferencje, jednym smakował najbardziej delikatny Krzywonos, innym najbardziej wyrazisty Grądzki. Nam smakowały wszystkie i wszystkie szczerze polecamy, choć gdybyśmy zostali postawieni pod ścianą, aby wskazać ten jeden najlepszy, to wskazalibyśmy Herbowy.

POST SCRIPTUM
Przed wizytą u Ziemianina rozprawialiśmy sobie trochę o poznańskich restauracjach i o tym dlaczego nie ma w nich jego serów (a także innych polskich serów zagrodowych), podczas gdy można je znaleźć przykładowo w Warszawie "na desce" u Kręglickich. Wytypowaliśmy też wstępnie Togę, jako pierwszą na naszym podwórku, która mogłaby być chętna do takiego przedsięwzięcia (w końcu w ich karcie znaleźć można niszowy ser Cygier z Huty Szklanej). Nie zaskoczył nas zatem Ziemianin mówiąc, że "Piotruś" pomału się do tego przygotowuje. Chwała Todze za to, a jeszcze większa chwała dla Cydrowni, która zaskoczyła nas mile, gdy kilka dni temu wytropiliśmy to oto zdjęcie. Oby takich miejsc było więcej i oby przepyszne i autentyczne sery zagrodowe wyparły raz na zawsze z poznańskich restauracji przemysłowe camemberty.

ADRES: Linie (64 km na zachód od Poznania)

INTERNET: www.ziemianinwkuchni.blox.pl

Bookmark and Share

3 komentarze:

emka1216 pisze...

Szkoda, że obowiązki rodzinne zatrzymały mnie w Poznaniu i nie mogłam Was poznać. Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo. Również serdecznie zapraszam.

Zjeść Poznań pisze...

Dziękujemy Emka za miłe słowa i zaproszenie. Z wielką przyjemnością poznamy Szczęście i drugą połówkę Ziemianina. Może uda się już na Dniach Korbola :)

Anonimowy pisze...

jeśli dobrze mi wiadomo sery te są dostępne w restauracji FUSION w hotelu sheraton i z tego co się podpytywałem to pochodzą właśnie od opisanego przez was ziemianina :)
Marek

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...