czwartek, 12 stycznia 2012

GOKO restauracja japońska - cz. II / ocena 4.17

Restaurację Goko odwiedziliśmy z blogiem półtora roku temu, niemniej wówczas z racji wystosowanego zaproszenia postanowiliśmy nie przyznawać ocen. Czas na właściwą recenzję przyszedł zatem teraz, tak jak i czas na sushi, gdyż ostatnio skupialiśmy się na daniach gorących. I choć recenzja jest jedna, to wizyty w krótkim czasie były trzy. Skąd taka intensywność? Po pierwsze - uczestniczyliśmy w organizowanym przez Goko kursie sushi i mieliśmy okazję przekonać się, że znają tam się na rzeczy. Po drugie - do końca roku 2011 obowiązywała promocja "Najlepsze może być najtańsze" i żal było z tego nie skorzystać :)

PS Opis pierwszej wizyty znajdziecie tutaj.


ONA:
Choć wyjścia do Goko nie planowaliśmy, a przynajmniej jeszcze nie teraz, dotarliśmy tam w efekcie bardzo spontanicznej decyzji. Z pewnością niebagatelny wpływ na wybór lokalu miał kurs sushi, w którym wzięliśmy udział kilka tygodni wcześniej. Wprawdzie od czasu zobaczenia filmu "Jiro śni o sushi" nie przestaję myśleć jak dokonać tego, żeby do restauracji Sukiyabashi Jiro zawitać (uwzględniając  realistyczne podejście do stanu mojego konta oraz  fakt, że Jiro Ono ma 85 lat i to, że przed wizytą chciałabym poznać japoński w stopniu choćby podstawowym*), to opowieści na kursie sushi podziałały na mnie na tyle sugestywnie, że to właśnie Goko miało mi namiastkę wizyty u Jiro zapewnić.

Wnętrze lokalu jest dobrze nam znane - estetyczne, designerskie, ale przyjemne dla oka i nie wiejące chłodem. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do poprzedniej recenzji. Obsługa zajęła się nami zaraz od progu, nie pozwalając na siebie czekać ani przez chwilę oraz szybko rozwiązując kwestię kurtek. Szczerze mówiąc nie znalazłam nic do czego mogłabym się przyczepić (choć takie spostrzeżenie pojawiło się w przypadku Marcina).  Ujęło mnie również profesjonalne podejście Pani kelnerki do kryzysowej sytuacji, która miała miejsce przy sąsiednim stoliku (nie chcę jednak wdawać się tu w szczegóły ponieważ to nie ja byłam uczestnikiem zdarzenia).

Z założenia miało to być wyjście bez szaleństw w zamówieniu, dlatego postanowiliśmy skupić się na suszarskich podstawach -  rybie maślanej i łososiu, jedyną ekstrawagancja w tym przypadku były dwa gunkany z tatarem z łososia (osobiście nawet ich nie spróbowałam zrzekając się swojej porcji na rzecz dodatkowego, ulubionego przeze mnie  nigiri). Nie mogłam jednak odmówić sobie sałatki Wakame, której marynowane wodorosty podrasowane subtelną ostrością  chili bardzo mi smakowały  (nawet jeśli mój entuzjazm względem sałatki opadł, kiedy identyczną w smaku i wyglądzie znalazłam w Kuchniach Świata). Sałatka pojawiła się tuż po przyjemnym  czekadełku (warzywa w delikatnym sosie sezamowym). Wersja Goko wzbogacona została o aksamitne tofu i ćwiartki koktajlowych pomidorków (te ostatnie wg. mnie były niepotrzebne). Pomijając dywagacje na temat pochodzenia sałatki i tak stwierdzam, że bardzo ją lubię i cieszę się, że poznałam ją właśnie dzięki Goko.  Co do sushi nie mam w sumie żadnych zastrzeżeń. Przede wszystkim szybko przygotowane i przepięknie podane – kilka drobnych dekoracji naprawdę cieszyło oko. Wiadomo jednak, że najważniejszy jest smak – a tu było świeżo i apetycznie. Jędrne kawałki ryby rozpływały się w ustach, a kawałki nigiri były w idealnych rozmiarach (nie chodzi mi tu wprawdzie o mityczne 111  ziaren, a raczej o łatwość konsumpcji).  Do posiłku zamówiliśmy czystą, zieloną herbatę – której bardzo wyrazisty i intensywny smak stanowił doskonały akompaniament do posiłku.

I tu właściwie moja opinia mogłaby się z grubsza zakończyć, gdyby nie historia, którą po dłuższym zastanowieniu chciałabym przywołać. Otóż, pełna entuzjazmu po kursie i naszej całkiem udanej wizycie w Goko, pomna trwającej do grudnia ciekawej promocji postanowiłam namówić swoją rodzinę, aby na kolejną kolację wybrali się razem z nami właśnie do Goko porzucając tym samym plany odwiedzenia jednego z ulubionych  przez siebie poznańskich sushi barów. Po moich nieco podstępnych namowach rodzina uległa i tak trafiliśmy do Goko niespełna tydzień później. Zaczęło się równie przyjemnie, niestety w trakcie pojawiły się tzw. „schody”. Zacznijmy od  zamówienia - głośno wyraziliśmy swój podziw dla pamięci Pani kelnerki, która przyjęła bardzo duże zamówienie bez jego zapisywania. Nie obyło się jednak bez pomyłki, która polegała na tym, że dostaliśmy kilka pozycji więcej niż zamawialiśmy (co oczywiście zostało uwzględnione w rachunku). W związku z tym, że amatorów sushi pośród nas nie brakowało postanowiliśmy  potraktować  to jako dodatkową przyjemność. Druga sprawa, która mnie rozczarowała, to sposób podania sushi. Podczas wcześniejszej wizyty podano je naprawdę estetycznie i z pomysłem, natomiast za drugim razem nasze zamówienie zostało dosłownie upchnięte w dużej drewnianej łodzi  (poszczególne rolki były ze sobą mocno ściśnięte wręcz sklejone, a nigiri od upychania uległy mniejszej lub większej deformacji). Tym razem nie było też żadnych dekoracji, a ściśnięte i sklejone rolki były bardzo trudne do wydobycia. Koniec końców rozczarował mnie także stan toalety, gdzie po podłodze walały się kawałki papieru – resztę szczegółów pominę. Dotychczas przy każdej naszej wizycie w Goko, po restauracji krążył jeden z właścicieli, tym razem nie widzieliśmy żadnego z nich (i być może to tu był pies pogrzebany). Rodzina widząc moją konsternację i wręcz wypisane na twarzy wyrzuty sumienia stwierdziła, że „nie było tak źle” i zamówiła dodatkowo zestaw na wynos dla nieobecnych. Cóż, przełknęłam małą łyżkę dziegciu, ale skłoniło mnie to do refleksji nad odpowiedzialnością za polecenie jakiegoś lokalu. Bardzo wyraźnie dotarło do mnie bowiem, jak jednostkowy charakter mają nasze opisy i nawet jeśli gdzieś bardzo nam się podobało, albo przeciwnie było nieciekawie, następnym razem może być zupełnie inaczej. Najlepiej byłoby odwiedzić każdą restaurację po kilka razy i dopiero wtedy pokusić się o recenzję, ale na to zdecydowanie brak nam czasu i pieniędzy. Zresztą czy na pewno dałoby to gwarancję, że kolejnym razem będzie równie dobrze/źle?

Wracając jednak do głównego wątku -  Goko nadal polecam, ponieważ dla ostatecznego upewnienia się w opinii wybraliśmy się tam jeszcze raz i znów było naprawdę fajnie. Wizytę z rodziną traktuję zatem póki co jako jednorazową wpadkę, która mam nadzieję nie spotka żadnego z Was. 

* W przypadku wizyty u Jiro poza problemami z zamówieniem miejsca przez obcokrajowców należy się również liczyć z koniecznością rozmawiania po japońsku.

Jedzenie: 4+
Obsługa: 4-
Wystrój: 4+
Jakość do ceny: 4



ON:
Od jakiegoś czasu staram się ułożyć sobie w głowie ranking poznańskiego sushi i nie bardzo mi to wychodzi. Wiem rzecz jasna gdzie mi sushi smakuje bardzo, a gdzie trochę mniej, ale niuanse smaku w obrębie pierwszej ligi suszarni są trudne do wychwycenia, gdyż zazwyczaj między wizytami mija więcej niż tydzień. Nie traktujcie zatem moich opinii, jak prawd za które dałbym się pokroić. Są to bowiem jedynie pewne wyobrażenia zbudowane na tym, co byłem w stanie zapamiętać. Przywołam tutaj przykład zorganizowanej przez nas degustacji rogali świetomarcińskich - pewna miła osoba zgłosiła w niej swój udział, informując nas, że przyniesie ze sobą rogale z cukierni X, gdyż właśnie tych jest zagorzałą fanką. Okazało się jednak, że gdy oceniliśmy je w ciemno wypadły stosunkowo słabo. Co jednak najciekawsze, gdy sprawdziliśmy formularze ocen, to u tej osoby, która była ich fanką - wypadły jeszcze słabiej. Nauczyło mnie to tyle, że wydać opinię jest łatwo, ale tylko degustacja porównawcza może przynieść wnioski naprawdę rzetelne. Pozwólcie zatem, że swój ranking sushi ogłoszę dopiero wówczas, gdy jednego dnia przyjdzie mi porównać to przyrządzane w Goko, Kyokai, Sakanie, Violet (kolejność alfabetyczna).

Skupić chciałbym się teraz na obsłudze, ale skoro we wstępie poświęciłem tyle miejsca metodologii, to postaram się jeszcze tutaj wytłumaczyć dlaczego oceniając dany aspekt (np. obsługę) wytykam czasem błędy, zamiast cały obraz nakreślić. Przede wszystkim zwracam uwagę na zachowania niestandardowe i wspominam zazwyczaj o czymś co wybija się albo na plus, albo na minus. Jeśli obsługa działa sprawnie, ale w ramach bądź co bądź swoich obowiązków – to nie mam za bardzo o czym pisać. Jeżeli jednak przez 85% czasu wizyty obsługa jest poprawna, a przez 15% nie – to pozwalam sobie wykazać właśnie te braki, nie poświęcając kolejnych linijek tekstu, aby pochwalić, że cała reszta była OK. - podano nam posiłek na czystych talerzach, Pani nas nie wyzywała, zapytała czy nam smakowało. To wszystko jest niejako oczywiste. Opisuję zatem tylko te sytuacje, które szczególnie mnie ujęły lub też te, które wyraźnie mi się nie spodobały. Później zestawiam to z całością (tą często nieopisaną) i wówczas wystawiam finalną ocenę. W przypadku Goko będzie to czwórka na szynach, gdyż trafiło się kilka obszarów do dopracowania.

Nie spodobało mi się, gdy Pani kelnerka skierowała nas jednoznacznie i bez jakiejkolwiek dyskusji do najgorszego stolika w całej sali. Rozumiem, że był to ostatni wolny stolik na 2 osoby, ale były wolne jeszcze dwie czwórki, których nam odmówiono (do końca naszej wizyty pozostały wolne, choć jeden z nich w pojedynkę zajmowała czasem właścicielka lokalu). My zasiedliśmy pokornie tam gdzie nam wskazano, ale w trakcie posiłku byliśmy świadkami sceny, gdy dwójka gości przymierzała się do pustego stolika 4-osobowego, ale kelnerka wyraźnie im oznajmiła, że aktualnie mogą zająć miejsce tylko przy barze. Goście ci wyszli z restauracji i teraz pytanie do restauratorów – czy warto ratować miejsca dla 4 klientów, którzy mogą nie dotrzeć tego wieczoru do restauracji, kosztem straty 2 klientów, którzy już w niej byli? Moim zdaniem nie warto, ale wrócę do naszego stolika przy którym siedziałem nie naprzeciw Ani (jak lubię najbardziej przy stolikach dwuosobowych), tylko pod kątem, a w dodatku po mojej lewej stronie wystawała ściana, która ograniczała mi zarówno ruchy, jak i pole widzenia. Wytrzymałem tak jakieś dwie minuty po czym stwierdziłem, że jednak płacę za to miejsce i powinienem wymagać wygody, a nie pokornie przyjmować co dają. Zapytałem więc Panią kelnerkę, czy mogę przestawić krzesło i usiąść naprzeciw Ani. Kelnerka odpowiedziała, że tylko jeśli Pani siedząca stolik za nami wyrazi na to zgodę. Było to o tyle krępujące pytanie, że roszada ta w najmniejszym stopniu nie ingerowała w komfort jej siedzenia (inaczej bym tego w ogóle nie zaproponował). Tym sposobem na 5 sekund byłem zdany na łaskę i niełaskę innego gościa restauracji. Kelnerka trochę ryzykowała, bo jakby Pani siedząca za nami nie wyraziła zgody, to pewnie byśmy wyszli, a to już by była czwórka straconych klientów w 30 minut i wszystko przez standardy obsługi. Jak bym mógł jeszcze coś w kwestii obsługi doradzić, to odstąpiłbym od pomysłu, aby kelnerka zapamiętywała całe zamówienie w pamięci (w klasycznej restauracji zamawia się zazwyczaj kilka dań, ale w przypadku sushi bywa ich kilkanaście). I choć wszystko podczas tej wizyty zgadzało się z zamówieniem, to denerwowałem się, że tak nie będzie i nienaturalnie wszystko powtarzałem dwukrotnie, głośno i wyraźnie. A że przy kolejnych dwóch wizytach były jednostkowe pomyłki w zamówieniu (a to dwa nigiri za dużo, a to maki z surową ryba, zamiast grillowanej), to jednak warto te kwestię co najmniej przemyśleć. Obsłudze przydałby się także uśmiech, gdyż w Goko nigdy go nie widziałem. Rozumiem, że pozują na chłodnych profesjonalistów, ale uśmiech to uśmiech i dobrze jak jest :)

Najważniejsze jest jednak jedzenie. Sałatka tofu sarada jak zawsze była świetna (tak jak i czekadełko), choć porównując zdjęcia sprzed półtorej roku - wówczas była bardziej orientalnie przyozdobiona. Inna sprawa, że wtedy była to nowość w Poznaniu, podczas gdy w ostatnim czasie podobne widywaliśmy w menu Planet Sushi, czy na trzecich urodzinach Kyokai. Tak zresztą jak Ania wspominała - chcąc nie chcąc czar prysł, gdy mogliśmy przyrządzić ją sami, kupując mrożoną Goma Wakame firmy Seefood Market, która smakowała identycznie. Plus jednak za to, że to w Goko się w niej zakochaliśmy i zawsze ją tam zamawiamy. Co do samego sushi, to nigdzie w Poznaniu nie widziałem ładniej podanego (tyczy się 1 i 3 wizyty). W kwestii jego smaku również jest bardzo dobrze i tylko dwa niuanse mnie nie przekonały - za kwaskowe zestawienie marynowanej śliwki w futomaki z rybą maślaną oraz za mdły tatar z łososia w gunkanie. Trochę krótki to opis, jak na to, że jedzenie jest najważniejsze, ale konia z rzędem temu, kto opisze smak surowej ryby w sushi. Ja myślę, że jeśli lubi się sushi to już ze zdjęć sporo można poznać. Zainteresowanych zachęcam zatem do kontemplowania tych wykonanych przez nas ;)

Goko chwali się często, a przykładem tego są hasła typu „najlepsze sushi w mieście”, czy też „najlepsze może być najtańsze”. Ja wcale taki pewien nie jestem, czy jest to rzeczywiście najlepsze sushi w Poznaniu, a wręcz zdaję mi się, że trochę lepsze próbowałem w Sakanie i Violet. Tak, jak jednak wspominałem na początku - są to jedynie pewne wyobrażenia zbudowane na tym, co byłem w stanie zapamiętać, a które to postaram się zweryfikować w przyszłości. Jedno jest jednak pewne – trwająca kilka miesięcy promocja była prawdziwą okazją i z pewnością było to w naszym mieście najlepsze sushi w tej cenie. Przyznam, że nie miałbym potrzeby chodzić na nie gdziekolwiek indziej, gdyby wciąż taka promocja trwała. Tak jednak nie jest – skończyła się 31 grudnia 2011, a wprowadzona na jej miejsce zniżka 20% na sushi przy barze, nie wydaje się już tak atrakcyjna.

Jedzenie: 4+
Obsługa: 4=
Wystrój: 4+
Jakość do ceny: 4 (5+ podczas promocji "Najlepsze może być najtańsze")


KOSZTORYS:
Tofu sarada (sałatka z glonów wakame z serkiem tofu posypana białym i czarnym sezamem) x 2 - 20 zł.
2 x nigiri sake (łosoś norweski) - 15 zł.
2 x nigiri ibodai (ryba maślana) - 15 zł.
2 x nigiri ika (kalmar) - 9 zł.
2 x sake tatar (z siekanym łososiem) - 23 zł.
6 x sake filadelfia maki (łosoś, awokado, sałata, serek philadelphia) - 18 zł.
6 x ibodai maki (ryba maślana, ogórek, sałata, śliwka ume) - 18 zł.
6 x sake yaki (grillowany łosoś, serek philadelphia, ogórek, sałata, sos kabayaki) - 18 zł.
6 x ibodai yaki (grillowana ryba maślana, awokado, sałata, serek philadelphia, sos kabayaki) - 18 zł.
Herbata shincha aracha - 9 zł.
Suma: 163 zł  (109,40 zł w promocji "Najlepsze może być najtańsze")

ŚREDNIA NASZYCH OCEN: 4.17

ADRES: Poznań, ul. Woźna 13 (przy Mostowej)
INTERNET: www.goko.com.pl

Bookmark and Share

4 komentarze:

Anna pisze...

Ja niestety do Goko zraziłam się bardzo. Jako danie główne zamówiłam makaron z grillowanym tuńczykiem. Otrzymałam go w wąskiej lecz dość głębokiej misce. Szukając kawałków tuńczyka zjadłam sporą część makaronu, lecz na mięso nie natrafiłam. Pani kelnerka po wizycie w kuchni, z której rozległo się głośne przekleństwo przyznała, że tuńczyka nie dodano i zaproponowała nowe danie. Nie miałam jednak ochoty na kolejną porcję, bo zjadając 1/3 poprzedniej byłam już niemal syta. Pojawił się problem z odliczeniem tej pozycji od rachunku, ale uparłam się że nie zapłacę 40zł za makaron z sosem. W końcu udzielono mi rabatu i zapłaciłam tylko część ceny. Moim zdaniem w takiej sytuacji to ze strony restauracji powinna paść propozycja odliczenia tego dania, a doszło do tego, że musiałam się targować o rabat. Niesmak pozostał i odbiera mi apetyt na dania z tego miejsca.

GOKO pisze...

Dziękujemy za już czwarty wpis na blogu na temat naszej restauracji.
Zdajemy wiec sobie sprawę, że ostatni wpis nie mógł być już tak merytoryczny jak większość opinie na Państwa blogu. Ale emocjonalność nam się bardzo podoba a za wskazane mankamenty zaraz się bierzemy by z dnia na dzień stawać się coraz lepszymi.
Trochę żałujemy, że nie ocenili Państwo tym razem naszych dań z japońskiej kuchni ciepłej.
Nasze okonomiyaki czy zupa ramen albo łosoś po japońsku to z całą pewnością dania, które nie mają sobie równych w Polsce.
W przypadku stolika jest to ewidentnie opinia indywidualna gdyż jedna osoba woli ten stolik a inna drugi. Do tej pory nie zdawaliśmy sobie sprawy, że mamy „najgorszy stolik w całej sali”;-). Co do innych stolików, które pozostawały puste… niestety kwestie rezerwacji są priorytetowe. W naszej restauracji, jak w większości tego typu stoliki są rezerwowane z kilkudniowym wyprzedzeniem. Klient dokonujący rezerwacji ma pewność, że miejsce będzie na niego czekało. Poznań to wprawdzie nie NYC, ale u nas często na większość stolików mamy rezerwację. Tak samo było w tym przypadku. Zawsze zachęcamy do dokonywania rezerwacji stolików. Proszę pamiętać, że w restauracji klienci zazwyczaj spędzają 2-4 godzin.
Co do promocji – 40% to mamy nadzieję, że wszyscy zdają sobie sprawę, iż w przypadku takiej zniżki restauracja do tego dopłaca. Jak w wielu innych działaniach które podejmujemy tak i w tej promocji chodziło nam o promocję kultury japońskiej. Liczyliśmy na to, że tak niskie ceny przyciągną całe rzesze osób, które nigdy nie próbowały sushi.
Ale nawet dziś bez promocji mamy jedne z najniższych cen w Poznaniu. Od ponad dwóch lat nie podnosiliśmy cen. Pamiętajcie promocja -20% „NA BARZE” trwa 7 dni w tygodniu od, 12:00 do 23:00 co wciąż daje bardzo niską cenę za doceniane przez Państwa, za jakość sushi.
I proszę nam wierzyć… już od dziś wszyscy będziemy pracowali nad uśmiechami :-)


Panią Anię która otrzymała maguro sobę bez maguro prosimy o kontakt.
Chcemy to Pani zrekompensować.
Wprawdzie w przypadku tego dania kawałek tuńczyka jest bardzo duży i pocięty leży na wierzchu ale rozumiemy , że nie wiedziała Pani jak to danie wygląda.

Jeśli jeszcze kiedykolwiek ktoś będzie niezadowolony z obsługi lub dań w GOKO Restauracji Japońskiej prosimy o kontakt bezpośrednio z właścicielką pod numerem 660-136-660.

jasek pisze...

Mam dość podobne zdanie na temat GOKO. Zawitałem tam przy okazji oferty lunchowej z groupona, gdzie można było odwiedzić 5 restauracji w Poznaniu i z tej grupki GOKO wypadło zdecydowanie najlepiej. Dało się jednak odczuć raczej chłodną atmosferę i kreowanie się restuaracji na coś więcej niż jest w rzeczywistości. Miła to jednak pozycja w Poznaniu i na pewno jeszcze kiedyś wpadnę :)

Anonimowy pisze...

Jeżeli chodzi o obsługę mam podobne odczucie- zero uśmiechu. Kwestia stolików jest rzeczywiście rozwiązywana w dziwny sposób. Podczas jednej z wizyt cała restauracja była pusta, z wyjątkiem jednego stolika, przy którym siedziała rodzina z dziećmi. Obsługa uparła się aby usadzić nas właśnie koło tych państwa, w taki sposób, że na wysokości mojej głowy stał wózek z maleńkim dzieckiem, cały czas kwilącym. Nie mam nic przeciwko dzieciom, ale rozmowa była dość utrudniona, gdy kwilenie dobiegało z odległości 30 cm. Nie rozumiem dlaczego nie mogliśmy zająć innego stolika, chociaż wszystkie stały puste. Jedzenie jest moim zdaniem bardzo smaczne. Spotkałam się z drobną pomyłką zamówienia ( o ile pamiętam brakowało dwóch sztuk sushi). Szkoda, że obecna promocja obejmuje tylko miejsca przy barze, wolę jeść przy stoliku i raczej nie będę z niej korzystać, co znacznie ograniczy moje wizyty w tej restauracji(myślę, że ciekawa byłaby promocja dotycząca jedzenia na wynos- stolik wolny, a jednak restauracja zarabia). Pomimo drobnych minusów, uważam, że jest to jedna z najlepszych restauracji sushi w Poznaniu. Chciałam dodać, że Państwa recenzje są znakomite, najbardziej podoba mi się ich szczegółowość i obiektywność:)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...