piątek, 30 lipca 2010

WOK TO WALK / ocena 3.78

Część restauracyjna w Galerii Malta kusi bogactwem małych lokali gastronomicznych, których oferta obejmuje dania lekkie, klasyki fast food, azjatyckie specjały oraz bardziej tradycyjne posiłki. My sami mieliśmy już kilka podejść do maltańskich lokali, ale nigdy wcześniej nie zabraliśmy ze sobą aparatu. Dlatego też pierwszą recenzję z bodajże najmłodszego, poznańskiego centrum handlowego publikujemy dopiero teraz.


ONA:
Każdy, kto choć raz stołował się w Galerii Malta wie, że próżno w tym wypadku silić się na kwieciste opisy wnętrza. Małe restauracyjki ustawione są tu w równym szeregu (poza kilkoma wyjątkami), naprzeciw ogromnych okien, z których rozpościera się widok na jezioro Malta. Tuż przy oknach ustawione zostały rzędy identycznych, białych stolików przedzielonych gdzieniegdzie swoistymi „zasiekami” z zieleni. Jedynym bardziej oryginalnym akcentem są tu nowoczesne lampy w przyjemnych kolorach, zawieszone w regularnych odstępach nad stolikami. Ten wizualny ascetyzm rekompensuje jednak widok na jezioro, co potwierdza fakt, że najchętniej zajmowane miejsca, to właśnie te usytuowane wzdłuż okien.

Wok to Walk (szczerze mówiąc w myślach zawsze przekręcam tę nazwę na Walk to Wok) wyróżnia się w tym długim szeregu szybą oddzielającą przestrzeń kuchni, od przestrzeni zajmowanej przez klientów stojących w kolejce. Za tą szybą możemy obserwować zmagania mistrza woka z wybranymi przez klientów daniami. Wszystko idzie naprawdę sprawnie i szybko. Najpierw na woku ląduje trochę oleju, czosnek, później jajko, które w trakcie ścinania się sprawnym ruchem rozdzielane jest na mniejsze kawałki, dalej wybrane dodatki oraz sos. Po wszystkim szybkie mycie woka i widowisko zaczyna się od początku. Zasady są proste, w pierwszym kroku wybieramy makaron lub ryż, w drugim tofu/warzywa/krewetki lub mięso, a w trzecim sos (od łagodnego po całkiem pikantny). W myśl tej zasady wybrałam makaron pełnoziarnisty, krewetki oraz sos curry kokosowe (do tego standardowo dodawany jest także skromny zestaw warzyw). To wszystko usmażone i podrzucone kilkoma sprawnymi ruchami ląduje w papierowym pojemniku, dokładnie takim, jaki w czasach dzieciństwa oglądałam w amerykańskich filmach, których bohaterowie zamawiali „chińszczyznę”. Wydawało mi się wtedy, że takie pudełko tu synonim lepszego, niedostępnego świata, teraz wiem, że to wyjątkowo nieporęczna alternatywa w stosunku do zwykłego talerza lub miseczki. Pomijając kwestię pojemnika, samo dania było smaczne. Wolałabym wprawdzie większe krewetki i więcej warzyw (w przypadku warzyw była taka opcja, jednak każdy dodatek, to kolejne kilka złotych i bardzo łatwo skomponować danie na poziomie cenowym regularnej restauracji), ale reszta składników nie dawała powodów do narzekań. Danie zostało oznaczone w menu dwoma płomieniami i rzeczywiście za sprawą smacznego sosu było dość pikantne. Zauważyłam również, że w moim kubełku znalazła się zdecydowanie najmniejsza z zamówionych trzech porcji. Jest to zapewne wynikiem odmierzania składników „na oko”, jednak idę o zakład, że niektóre osoby mogłyby poczuć się rozczarowane. Spróbowałam również łyżkę zupy z mleczkiem kokosowym. Łagodny płyn był smaczny, choć niewątpliwie raziło to, że został podany w temperaturze pokojowej. O obsłudze mogę powiedzieć niewiele, gdyż nasz kontakt z osobami pracującymi w barze ograniczył się do złożenia zamówienia i spokojnej obserwacji tego co dzieje się za szybą. Musieliśmy sprawiać wrażenie dość zaciekawionych całym procesem przygotowania dania, gdyż kucharz powiedział, że teraz specjalnie dla nas zaprezentuje kilka sztuczek. Sztuczki przykuwały wzrok, niestety aparat nie chciał uwiecznić żadnego z bardziej spektakularnych momentów, kiedy np. ogień buchał wysoko ponad głowę kucharza (zawsze lepiej obwiniać aparat ;)).

Podsumowując, w tym wypadku dość ciężko ocenić wystrój oraz obsługę, choć niewątpliwie propozycja "pokazu" była ujmująca. Niewygodne kubki to też raczej kwestia wyboru baru szybkiej obsługi, a nie restauracji. Niewątpliwym atutem jest to, że niemalże cały proces przygotowywania dania odbywa się na naszych oczach. Stąd osoby, które drżą na myśl o tych wszystkich legendach miejskich traktujących o płynach ustrojowych, które znalazły były się w daniach serwowanych w niektórych restauracjach, będą tutaj czuły się znacznie pewniej. Bez wątpienia, odwiedzając w przyszłości Galerię Malta jeszcze nie raz skuszę się na Wok to Walk, ale za najlepsze szybkie, azjatyckie dania nadal będę uważała te serwowane w Fast Woku.

Jedzenie: 4
Obsługa: 4
Wystrój: 3+
Jakość do ceny: 4-


ON:
Każdy kto ustawi się się w kolejce do Wok to Walk ma możliwość kompozycji własnej potrawy, dokonując wyboru w trzech krokach. Przyznać jednak muszę, że nie od razu było to dla mnie takie oczywiste i kilka dobrych sekund upłynęło nim połapałem się w tym zamyśle i jego kolejności. Pierwszy krok kosztuje zawsze 11,9 złotych i jest to wybór między makaronem (jajecznym, pełnoziarnistym lub ryżowym), ryżem (białym lub pełnoziarnistym), a warzywami z woka. Drugi krok, to wybór dodatków w cenie od 3 do 6 złotych, na których paletę składają się mięsa (kurczak, wołowina lub wieprzowina), krewetki, rozmaite warzywa, grzyby shiitake, pieczarki i orzechy ziemne. Trzeci, a zarazem ostatni krok, to gratisowy wybór sosu (teriyaki, słodko-kwaśny, curry kokosowe, pikantny, ostrygowy, czosnek i czarny pieprz lub fasola i soja). W sumie jest zatem 589 możliwości i być może właśnie to bogactwo tłumaczy obsługę, która nie umiała odpowiedzieć mi na proste pytanie - "Co Państwo polecacie?". Dowiedziałem się jedynie, że wszystko jest dobre i wszystko zależy co lubię. Ostatecznie wybrałem "na czuja" makaron jajeczny, wołowinę i sos pikantny. Domówiłem również zupę dnia oraz półlitrową butelkę Cherry Coke, która miała mnie uchronić przed trzema płomieniami, jakie w menu znajdują się obok sosu pikantnego.

Po złożeniu zamówienia zazwyczaj siadamy przy stoliku i oczekujemy na zamówione dania. W Wok to Walk było inaczej. Z zaciekawieniem bowiem obserwowaliśmy, jak za szybą w oka mgnieniu powstają nasze potrawy. Trudno to opisać, niemniej sprawność z jaką kucharze posługują się wokiem jest iście imponująca. Ostatecznie zawartość woka ląduję w tekturowym pudełku, na plastikowej tacy w obecności drewnianych pałeczek i plastikowych sztućców, a my idziemy w kierunku otwartej przestrzeni konsumpcyjnej w poszukiwaniu wolnego miejsca. Właśnie ta przestrzeń, te kartoniki i te sztućce to najsłabsze punkty specyfiki Wok to Walk, które chcąc nie chcąc pozycjonują lokal bardziej jako jadłodajnię, niż restaurację. Oczywiście widzę zabiegi w postaci wprowadzonej roślinności, które miałby tę przestrzeń trochę ocieplić, niemniej efekt stołówki przy tych meblach i sztućcach jest nie do odczarowania. Tym co najbardziej rekompensuje nam sytuację jest jednak widok na jezioro maltańskie i panoramę części Poznania.

Nie jednak widok, ani sztućce są dla mnie najważniejsze w ocenie lokalu, a jedzenie. Zupa dnia (na mleczku kokosowym z kurczakiem, papryką i cebulą) była połączeniem mistrzostwa z niedbalstwem. W smaku bowiem świetna - wyrazista i pikantna, ale jednocześnie łagodna. W konsystencji lekko aksamitna. No prawie ideał (zapomnijmy na chwilę o plastikowym talerzyku). Jak jednak wiemy - prawie robi różnicę - a w tym przypadku była to różnica około 10 stopni Celsjusza. Chciałoby się bowiem zupy ciepłej, a dostaje się nie tyle lekko przestudzoną, co w ogóle nie podgrzaną. Inaczej było z makaronem. Ten był gorący, co akurat wcale mnie nie zdziwiło, gdyż na własne oczy widziałem, jak wokół niego buchał żywy ogień. Muszę przy tym przyznać, że smaki mają tutaj bardzo ciekawe, głębokie i wcześniej mi nieznane. Widać też, że wprawne ruchy wokiem przekładają się wprost proporcjonalnie na idealne wymieszanie składników oraz obtoczenie sosem zarówno mięsa, makaronu i warzyw. Drugi raz wybrałbym co prawda sos curry, zamiast pikantnego, bowiem mimo łapczywie pitej zimnej coli, z czoła musiałem wycierać krople potu, które powodowała pikantność trzeciego stopnia. Lubię jeść ostro, ale trzy płomienie Wok to Walk to dla mnie zbyt wiele. Zastanowiłbym się też nad krewetkami zamiast wołowiny, bowiem były bardzo delikatne, a wołowina lekko zbita i ciężka. Ostatecznie przyznaję 3+ za zupę (2 za temperaturę, a 5- za jej smak) oraz 4+ za makaron z wołowiną.

Jak dowiedziałem się z ulotki, lokale Wok to Walk znajdują się m.in. w Nowym Jorku, Londynie, Barcelonie i Amsterdamie. Teraz przyszedł czas na Poznań i szczerze mówiąc cieszę się, że po zakupach lub kinie dostępna jest tutaj taka alternatywa posiłku. Z drugiego końca miasta może bym specjalnie nie jechał, ale chętnie zawitam ponownie przy okazji wizyty w Galerii Malta. W końcu zostało mi jeszcze do wypróbowania 588 pozycji z tutejszego menu :)

Jedzenie: 4
Obsługa: 3+
Wystrój: 3
Jakość do ceny: 4+


KOSZTORYS DLA 3 OSÓB:
Makaron pełnoziarnisty + krewetki + sos Bangkok (curry kokosowe) - 17.9 zł.
Makaron jajeczny + wołowina + sos Hot Asia (pikantny) - 17.9 zł.
Makaron jajeczny + krewetki + sos Bangkok (curry kokosowe) - 17.9 zł.
Zupa dnia - 6 zł.
Sok Cappy 0,33 - 4,9 zł
Cherry Coke 0,5 - 4,9 zł.
Kawa z mlekiem - 4,5 zł.
Suma: 74 zł.

KOSZTORYS DLA 2 OSÓB:
Makaron pełnoziarnisty + krewetki + sos Bangkok (curry kokosowe) - 17.9 zł.
Makaron jajeczny + wołowina + sos Hot Asia (pikantny) - 17.9 zł.
Zupa dnia - 6 zł.
Sok Cappy 0,33 - 4,9 zł
Cherry Coke 0,5 - 4,9 zł.
Suma: 51,6 zł.

ŚREDNIA NASZYCH OCEN: 3.78

ADRES: Poznań, ul. Abp. A. Baraniaka 8 (Galeria MALTA)
INTERNET: www.tpfood.pl

Bookmark and Share

5 komentarzy:

Unknown pisze...

Skoro już trafiliście do Malty, i próbujecie przysmaków tamtejszych "sieciówek", ponawiam propozycję odwiedzenia TGI Friday's - najlepsze burgery w mieście. :)
Pozdrawiam,
KK

Anula pisze...

Szybki luncz - tak, no i to chyba koniec. Makaron jajeczny z wołowoną z grzybami shitake. Szybko podane, szybko zjedzone i nie ma się co rozpisywać. Fas food jak to fast food trudno mi wystawić skalę bo to nie restauracja jako taka, to tak jakby oceniać subway.

Anonimowy pisze...

witam,
na początek kilka słów wstepu: natrafiłem juz drugi raz na ta stronę i chyba dodam do ulubionych - super pomysł, cenne rady no i zawsze jednak opinia drugiej osoby o lokalu jest najważniejsza, niz reklamy ze stron www restauracji. Powodzenia!

a teraz o Wok To Walk
Jadłem tam juz 2 razy, kiedytylko jestem w malcie nie mogę przejsć obojetnie. bardzo lubie azjatycką kuchnię, a ta jest i szybka i jaknajbardziej poprawna, tymbardziej, ze można samemy skomponować to, co chce się zjeść i zapłacimy za to nawet ponizej 20 zł - chyba, ze wybierzemy wiecej dodatków...
Polecam danie z najostrzejszym sosem Hot Asia!!!

Piotrek:)

Zjeść Poznań pisze...

Kaja, w TGI Friday's byliśmy już w czasach przedblogowych, ale nie jedliśmy hamburgerów. Dziękujemy jednak za polecenie - z przyjemnością kiedyś wypróbujemy. Póki co, za najlepsze hamburgery w mieście uważamy te serwowane w pubie SomePlace Else :)

Mimi, Walk to Wok traktujemy właśnie w kategoriach szybkiego lunchu i przyznajemy, że nam smakuje i będziemy wracać. Kanapki w Subwayu omijamy natomiast szerokim łukiem :)

Anonimowy, dziękujemy za miłe słowa! Sos Hot Asia został już wypróbowany przez Marcina :). A jeśli lubisz szybką kuchnię azjatycką, polecamy również Fast Wok.

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie!

Anonimowy pisze...

Coś okropnego. Nie wiem czy zdarzyło mi się jeść w życiu coś bardziej obrzydliwego....

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...